29 marca 2024, piątek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Ludwik Cichy komentarzy: 0

Uszanować każdy dzień

 

 

Spadł deszcz i burza zaczęła straszyć wszystkimi przyborami do straszenia. Osiem przemoczonych, czarnych wron poderwało się ze śmietnika słysząc kroki, i poleciało, ale nie wiadomo dokąd, bo wyłączyli prąd, i noc błyskawicznie zjadła wszystkie kształty.


W przerwach pomiędzy biczami lodowatej wody – starając się nie następować na kreski i krzyżyki chodnika - jeden pijak wracał właśnie z wódki, a drugi akurat szedł się upić, spotkali się przy śmietniku.


- O Romek cześć, nie miałbyś czasem oddać moje 40 groszy?

- Już dawno ci chciałem, ale coś cię nie było.

- W porządku jesteś, Romek, a idziesz na miasto? Dobrze robisz, bardzo; w naszym wieku trzeba każdy dzień już szanować: jak możesz wypić dzisiaj, nie odkładaj na jutro, bo może jutra nie być. Chcesz, to pójdę z tobą, tyle mogę dla ciebie, jesteś w porządku Romek, wiesz?

- Nie... idź do chaty i daj psu źryć lepiej, i się wyśpijcie.

- Ale nie mam psa. Aktualnie. Jak chodzi o psa albo o mnie. Kiedyś robiłem zdjęcia mojej mamie, bo fajnie wychodziła na zdjęciach, później pstrykałem żonę, też fajnie wychodziła na zdjęciach, później psa, ale... o!, popatrz, włączyli latarnie...

- No to se włączysz wiadomości, podobno Ameryka bankrutuje, obejrzysz co i jak.

- Romek, ale ty jesteś trzeźwy! Dopiero w tych lampach widzę, okropnie Romek, naprawdę. Ameryka nie zbankrutuje, Romek, to tylko zabawa jest kongresmenów z prezydentem w to, kto lepiej uratuje dla nas Amerykę! Jezu, ty idź się napij, doprowadź do porządku, bo pieprzysz jak dla pieniędzy w telewizji.

- Do mnie tak mówisz, czy pod moim adresem tylko...?

- Idź chłopie i zrób coś ze sobą zaraz, nie odkładaj na jutro, bo jutra może już nie być.

- To idę już, i ty też idź.


Dwóch pijaków rozstało się, każdy poszedł do swoich zajęć; jeden wracał z wódki, drugi szedł się napić. Osiem czarnych wron potarganych wiatrem, przeczeka i powróci na śmietnik jutro. Wrony nie miewają dylematu jutra.


Ilustracja: obraz Svetlany Bobrovej
Klick!!!

Lyn Hejinian komentarzy: 0

Romantyczna chwila

 

Romantyczna chwila

 

Po kinie, gdzie wyświetlali dokument przyrodniczy, przez Canyon

                                                                                                           [Road

wchodzimy do centrum handlowego, pełnego galerii i drogich

                                                                                                          [butikow,

 

gdzie w letnie wieczory pachną sztuczne pomarańcze,

a gładkie cegły murów świecą w ciemności jak ciało.

 

To dopiero nasza druga randka, siadamy na ławce,

trzymamy się za ręce, nie patrząc na siebie,

 

a gdybym był pingwinem, przechyliłbym się w tej chwili

i czule zwymiotował mojej ukochanej prosto w usta,

 

a gdybym był pawiem, naprężyłbym mięśnie pośladków,

żeby stanął mi wachlarz z piór, barwny jak cinema city.

 

A gdyby ona była samicą patyczaka, zapewne

wbiłaby mi leciutko podskórne żądło w szyję

 

i wstrzyknęła dawkę hormonów na uspokojenie,

żeby przyczepić mi do piersi torbę z jajeczkami,

 

a gdybym ja był młodym szympansem, odłamałbym gałąź

z pobliskiego drzewa i roztrzaskał szyby wszystkim jubilerom.

 

A gdyby ona była ropuchą mauretańską, swoim imponującym

językiem trzykroć obwiązałaby mi udo

 

i czule trzepnęła mną o powierzchnię naszej sadzawki,

ja zaś dobrze bym wiedział, że jej uczucie jest prawdziwe.

 

Ale na razie siedzimy chwilę i milczymy, wreszcie ona mówi,

ze w porównaniu z zachowaniami żółwia czy iguany

 

samce ludzkie są całkiem przekonujące w wyrażaniu uczuć.

A ja odpowiadam, że doprawdy nie potrafimy docenić,

 

jak w istocie delikatne są samice krokodyli.

Wtedy ona sugeruje, że pora już iść

 

na jakieś lody w rożkach i je zjeść.

 

 

Lyn Hejinian, z tomu Hard Rain 2005, przekład Marcin Szuster, za Literatura na świecie nr 11-12/2010

rysunek: Anna Cięciel

Ludwik Cichy komentarzy: 0

Moje lustro

Moje lustro mnie nie lubi.

Ale czy to jest powód, żeby pokazywać mi twarz starszego faceta?

Jak się nie wstydzi, jak ono śmie?!, gęba gościa, który rozmawia ze sobą, gada do siebie na głos! Rozpoznaję takiego na kilometr, bo znam się na tym; w piątek tak nawrzeszczałem, tak się opieprzyłem, że cały łykend ze sobą nie gadałem. Jeszcze się do siebie nie odzywam; po prostu nie lubię jak na mnie ktoś wrzeszczy, choćby i miał rację. Co mnie obchodzi jakaś racja czyjaś? Jakby w życiu chodziło o posiadanie racji !? Gówno, są ważniejsze rzeczy. I w ogóle to nie mam czasu na jakieś głupie lustro, muszę podjąć decyzję, czy założyć zaraz nową oponę do roweru, czy lepiej jutro? Jak założę dzisiaj, to jutro będzie już stara, a jak wstrzymam się do jutra, to jutro będzie jeszcze nowa. I co tu robić, mieć dzisiaj nówkę, czy czy przedłużyć jej nowość do jutra, albo o tydzień? Kurde, powiększyłbym se mózg silikonem, ale nie będzie lepiej trybił; mózg, jedyna rzecz, co jej silikonem nie poprawisz.

E, jak nie mam gotowego pomysłu, to lepiej odłożę problemy na jutro, a teraz poimprowizuję trochę na drumli, terapeutycznie i dla czystej przyjemności, a nie dla jakiejś Sztuki Wyższej. Skąd Oni właściwie wiedzą, co jest Sztuką Wysoką a co nie, i skąd się biorą ci Oni, i po co wciąż ich bierzemy na serio?!

Ale mnie musiało wkurzyć to bezwstydne lustro! Kompletnie mnie wybiło. W takim stanie nie mogę nawet znaleźć mojej drumli, no w kąciku drumlowym jej nie ma, gdzie ja ją... kurcze, znowu nie zapisałem, gdzie odkładam drumlę!, i teraz szukaj wiatru w polu, a dom wielki. W kąciku okularowym są tylko okulary, w nożyczkowym też nie ma, tylko nożyczki... e!, to może chociaż paznokcie obetnę...?! Będę do przodu o jakieś pół godziny do serialu.

 

Rysunek: Andrzej Bobrowski

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21