19 kwietnia 2024, piątek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Wisława Szymborska (1923 – 2012) komentarzy: 0

Wywiad z dzieckiem

 

 

Wisława Szymborska

Wywiad z dzieckiem

 

 

 

Mistrz od niedawna jest wśród nas.

Dlatego czai się ze wszystkich kątów.

Zasłania twarz rękami i patrzy przez szparkę.

Staje czołem do ściany, potem odwraca się nagle.



Mistrz odrzuca z niesmakiem absurdalną myśl,

że stół spuszczony z oka musi byś stołem bez przerwy,

że krzesło za plecami tkwi w granicach krzesła

i nawet nie próbuje skorzystać z okazji.

 


To prawda, trudno świat przyłapać na inności.

Jabłoń wraca pod okno tuż przed okamgnieniem.

Tęczowe wróble zawsze pociemnieją w porę.

Ucho dzbanuszka złowi każdy szmer.

Szafa nocna udaje bierność szafy dziennej.

Szuflada stara się przekonać Mistrza,

że jest w niej tylko to, co do niej wcześniej włożono.

Nawet w książce z bajkami otwartej znienacka

królewna zawsze zdąży usiąść na obrazku.



Czują we mnie przybysza — wzdycha Mistrz —

nie chcą obcego przyjąć do wspólnej zabawy.



Bo żeby wszystko, cokolwiek istnieje,

musiało istnieć tylko w jeden sposób,

w sytuacji okropnej, bo bez wyjścia z siebie,

bez pauzy i odmiany? W pokornym stąd — dotąd?

Mucha w pułapce muchy? Mysz w potrzasku myszy?

Pies nigdy nie spuszczany z utajonego łańcucha?

Ogień, który nie może zdobyć się na nic innego,

jak sparzyć po raz drugi ufny palec Mistrza?

Czy to jest ten właściwy ostateczny świat:

rozsypane bogactwo nie do pozbierania,

bezużyteczny przepych, wzbroniona możliwość?



Nie — krzyczy Mistrz i tupie tyloma nogami

iloma rozporządza — w tak wielkiej rozpaczy,

że mało by tu było i sześciu nóg chrząszcza.

 

Obraz: Gennady Privedentsev, Klick!!!

Ludwik Cichy komentarzy: 0

cieć-łomen

Kiedy pisałem to kolorowe powiadanie, jakieś 15 lat temu – czy tam tylko zerżnąłęm z jakiegoś Hemingwaya czy kogo ja tam wtedy czytałem – to nie przypuszczałem, że opisuję zwyczajny poniedziałek '2012 mojej dalszej sąsiadki oraz wielu pewnie, których istnienie zaledwie podejrzewam. (LC)



- Twarz mam, faktycznie ... - rozbłysła w niej pozytywna myśl, gdy robiąc poranną łazienkę złapała swoje zbliżenie w lustrze - ... inteligentną... - starła z odbicia trzy musze bobki mącące obraz - ... można z nią porozmawiać na każdy temat.


Ta głęboka prawda sprawiła, że poczuła się lepszym człowiekiem.


- Mogłabym mieć elektryczną suknię, ale bym zadała szyku! - odłożyła na szklaną półkę plastikową lokówkę i przeniosła swoje myśli do kuchni, w okolice słoika z wodą po ogórkach. Popiła powoli, smakując i marząc:


- A gdybym tak została gwiazdą...?  Przecież to takie proste. Zrzuciłabym jutro z osiemnaście kilo i wszyscy zwariowaliby na moim punkcie. Nikt by już się nie ośmielił wypominać mi pochodzenia w towarzystwie; a bo to takie ważne w końcu, że się jest dzieckiem nałogowej pijaczki i tępego sadysty utrzymującego się z pędzenia bimbru?


Łatwość zostania gwiazdą nie odpowiadała jej chwilowej potrzebie przeżycia czegoś niezwykłego. Zapaliła więc i włączyła radio w nadziei usłyszenia czegoś oryginalnego, co by ją natknęło. Ale radio nic jej nie powiedziało. Nic ciekawego.


- Nie ma żadnych wiadomości - zdenerwowała się - a oni nadają bez przerwy!


Przekręciła gałkę w lewo i natknęła się na głos Johna Lennona brylującego w „Imagine".


- Ten głos ... - sztachnęła się płyciutko, delikatnie i elegancko, automatycznie ulegając magii wielkiego świata. - Dobrze byłoby go skądś znać prywatnie. Gość z lepszego domu: do każdych spodni osobny pasek, ranczo zamiast działki pracowniczej; porozmawiało by się przez komórkowy, o poezji, jakie trendy w Njujorku; fajnie by było przypomnieć sobie taki głos... wcale by mnie to nie zepsuło.


Spojrzała na zegarek, dochodziła dziesiąta. Zamknęła za sobą drzwi i schodząc po schodach zdrapała ze stopni gumy wyplute przez dzieciarnię, uporządkowała klomb przed blokiem, pokręciła się trochę, temu - dzień dobry, temu - jak leci, coś o przymrozkach, coś o ciśnieniu, o biomecie, wydrapała szlam ze studzienki, obejrzała gazety przez szybę w kiosku, ponarzekała na psie gówna, na podwyżki, kryzys, i ... już jedenasta, pora na kawkę u Kaczmarkowej, jak w każdy poniedziałek.


Ludwik Cichy



Foto:
Satomi Shirai,
Klick!!!

Zygmunt Haupt (1907 - 1975) komentarzy: 0

Deszcz (opowiadanie)









Opowiadanie Zygmunta Haupta możecie przeczytać w „Morelach i Grejpfrutach” dzięki życzliwej przychylności Janusza Drzewuckiego (Redaktor Naczelny SW „Czytelnik”)

 



Deszcz

 

Niektóre sprawy zapamiętuje się w życiu na zawsze.


Pamiętam na przykład jeden deszcz. Musiałem być przez jeden dzień w tym miejscu obcym, nie znanym mi dotąd, byłem tam przez cały dzień i deszcz padał przez dzień cały, i zaledwie ustał nad wieczorem.


Kiedy przyjechałem tam rano, wcześnie, to przyjechałem już za tego deszczu. To było lato i ciepło i nic właściwie nie dolegało owego dnia, tylko deszcz. Było zielono: jasna zieleń wczesnego lata, jasna, srebrzysta i dlatego srebrzysta, że była zaciągnięta szarugą tego deszczu. Na stacji kolejowej trzeba było poczekać, może na to, ażeby ten deszcz trochę przestał tak padać, bo nie było nań rady – deszcz ulewny, ciągły. Potem, jak miałem tam pobyć cały dzień, to i przyzwyczaiłem się do tego deszczu, jakby należał on do krajobrazu, jakby tu nie miało nigdy być co innego, tylko deszcz. Bo ani przedtem tam nie byłem nigdy, ani potem. Mogłem sobie domyślać się, jak tam było za sucha, za pogody i słońca, ale wtedy, kiedy byłem, to był deszcz i zielono. Pamiętam zieleń tego miejsca, jakby zieleń ta, jak farba przez ten deszcz rozpuszczona, zafarbowała wszystko na zielono.


Powiedziałem tu przedtem: szaruga. Otóż nie, nie była to szaruga. Było coś świeżego, żywego w tym deszczu: padał prosto, nie zacinał, nie zalewał szyb okiennych ani ścian, ale w jakiś stanowczy, zdecydowany sposób, gdzie tylko było obrócić oczy, leżał pionowo na tym zielonym krajobrazie z zieleni drzew.

Ciąg dalszy, Klick !!!


Jerzy Pilch komentarzy: 0

Narty Ojca Świętego




Jerzy Pilch

Narty Ojca Świętego

Świat Książki, Warszawa 2004



Ilustracja:
Jack Vettriano
Klick!!!






Scena IV

fragment, strony: 100 do 103


Młody Messerschmidt: - Joasiu... Cudownie wyglądasz... Kocham cię... Kocham

cię, ale muszę ci coś powiedzieć.

Joanna W Co Się Ubrać: - Słuchaj, nie wiem, co tym razem masz mi do powiedzenia,

ale jak masz mi do powiedzenia to, co zawsze masz mi do powiedzenia, to ja nie mam ci nic do powiedzenia.

 

- A co ja ci mam zawsze do powiedzenia?*

- Jak to co? Zawsze to samo: ,,Musimy przestać się spotykać.

To nie ma sensu. Twój mąż jest moim przyjacielem.

Robię mu krzywdę. Twój mąż mógłby być moim ojcem.

Robię mu krzywdę. Ty krzywdzisz swojego męża, który

jaki jest, taki jest, ale jest przecież dobrym człowiekiem

i ciebie kocha". Powyżej uszu mam tych zaklęć.

 

- Przecież to wszystko jest prawda. To wszystko są prawdy.

Jedna po drugiej. Jesteś cudowną kobietą, ale to nie
ma sensu. Nie damy rady.

- Mam wrażenie, że od pewnego czasu spotykasz się ze

mną wyłącznie po to, żeby mi powiedzieć, żebyśmy się

nie spotykali, że źle robimy, że się spotykamy, że dużo

będzie lepiej się nie spotykać. Paranoja jakaś. Nie

chcesz się ze mną spotykać, to się nie spotykaj.

 

- Przecież spotykamy się w ten sposób, że ty przychodzisz

do mnie... Jak mam się w takiej sytuacji z tobą nie

spotykać? Z domu mam wychodzić, jak ty przychodzisz,

czy jak?

- Z domu... Dobre sobie... Z domu... Wielki mi dom...

Nora... Nora, do której z samozaparciem wchodzę...

Zaraz... Zaraz! Coś ty powiedział? Ja przychodzę? Ja

wbrew twojej woli tu przychodzę? Tu? Do tej obleśnej

szopy? Ty uważasz, że ja ci się narzucam?


- Skądże. Źle mnie zrozumiałaś. Chcę się z tobą spotykać,

ale czuję...

- Ty coś czujesz? Ty coś w ogóle czujesz? Jak możesz coś

czuć, jak dawno czucie straciłeś? Ja do niego przychodzę

i to go stawia w niezręcznej sytuacji, bo przecież

nie będzie na mój widok z domu wychodził!" Czy ty

wiesz, kloszardzie jeden, ilu facetów by dało wszystko,

żebym ja do nich przyszła? Ty wiesz, ilu?


- Wszyscy... Wszyscy by dali wszystko... Wszyscy w Granatowych

GÓrach...

- Proszę?


- Wszyscy w Polsce... Wszyscy w Europie Środkowej...

Wszyscy w Europie w ogóle... W ogóle wszyscy...

- Nie brnij. Błagam cię, nie brnij. Powiedz, po ludzku

powiedz, co masz mi do powiedzenia.


- Kocham cię... Chcę się z tobą spotykać, ale czuję, że

trzeba to przemóc.

- Jak czujesz, to przemagaj.


- Sam nie dam rady. Powinniśmy wspólnie podjąć decyzję.

Powinnaś mi pomóc.

- W czym niby mam ci pomóc?


- No w tym, żeby się nie spotykać.

- Ani mi się śni. Ani mi się śni pomagać ci w niespotykaniu.

Ani mi się śni nie spotykać się z tobą. Będę

się z tobą spotykać. Zawsze. Nawet jak papież przyjedzie.
Nawet jak papież przyjedzie, też się będę z tobą spotykać.
Pod okiem papieża. Zawsze, wszędzie.
(...)

 

Redakcja komentarzy: 0

Wojciech Kuczok - Senność

Tadeusz Różewicz komentarzy: 0

Work in progress, czyli popłynąć z Różewiczem


Rysunek: 
Selçuk Demirel,
Klick !!!

Fragment książki Tadeusza Różewicza "Kup kota w worku", Biuro Literackie, Wrocław 2008

 


Fajnie

Moja koleżanka anachoretyczka wypchała sobie piersi syropianem na którym wszyscy bojownicy leżeli bez względu na rasę kolor skóry i kolor wyznania nawet mistrz Andrzej który był wtedy kierowcą u Największego polaka obok Kopernika który leżał na seropianie pospołu z jedną panią suwnicową która teraz mówi brzydko o dawnym towarzyszu broni że przeskoczył murek w odwrotnym kierunku my młodzi nie mamy żadnej perspektywy i wiadomości czerpiemy z podręcznika historii Księżnej Anny panie kochanku jestem późno urodzonym wcześniakiem więc nie mam swojej teczki bo od mego poczęcia mija 16 lat a w dzieciństwie molestował mnie papa babcia stryjek i jeden nauczyciel od religii wschodnich kiedy zaczęłam kurwa wąchać klej kit stryj mówił że napisze prośbę do fundacji jednego księcia saudyjskiego z londynu który też jest zamieszany w rurociąg i wodociąg ułożony przez różne elementy na dnie Wisły i Odry dziś fajny dzień, dostałam rzęsy i na urodziny kotka z myszką psa mordercę bulteriera i jamnika wyrzuconego z samochodu pogotowia ratunkowego w Łodzi dostałam też nominację do nikiniki razem z Tadzikiem Ryśkiem i Mietkiem i Kazia Kiełbasą która ma zapewniony wybór miss uniwersum i rolę w serialu sroczka seraju fajny dzień mama się ucieszyła bo wszyscy lecimy do radia czadu mombassy między zdrojów musze przerwać bo mnie swędzi w intymnych miejscach w laptopie mailu mam pierwszy rozdział ale się trochę zniechęciłam bo znów na okładce zobaczyłam madonnę skompowaną madonnę i tę naszą blondynę co patrzy prosto w oczy i cimoszcze i donaldowi i największemu polakowi od zdobycia ameryki a nawet miaklowiczowi zapomniałam że nominację też dostał Janek Czarnoksiężnik stary poczciwy księżyna za ten tomik o biedronce choć nie wiem czy kapłan może promować biedronkę która jest supermarketem po polsku zwie się tak jak przystało na nasze korzenie chrześcijańskie i judeo „Boża krówka”... trochę się pewnie zagalopowałam ekumenicznie, ale takie czasy że bez korzenia ani rusz boć chińczycy mają żeńszeń, przepraszam za spontaniczną ortografię ale świat się tak zmienił że nie tylko nauczyciel ma prawo wybrania swojej ortografii i gramatyki ale również rodzice i uczniowie w bimbusie który jest bez hamulców podobnie jak Mariola ale co ja pierdzielę? dziś był dzień pocałónku na całym świecie słyszałam to w TV mówię o tym dziadziusiowi a on mi że dużo w ślinie bakterii i za pomocą tego ale becikowe powinni dać przede wszystkim dziewczyną co poczęły a właściwie rozpoczęły życie płciowe we Walentynki stare we wieku balzakowskim mogą rodzić in vitro więc becikowe im się nie należy becikowe również powinno być przydzielane małżonką inaczej kochającym ze związków gejów i lesbijek po zlustrowaniu majątku wspólnego do czego ma wyłącznie prawo kanoniczne prałat co całuje wyłącznie w usta kościelnego

Co ja słyszę w pcimiu zamarzły komuś plemniki w pojemnikach i specjaliści wyrzucili na śmietnik jeśli ktoś znajdzie i użyje do zapłodnienia we witro to będzie kłopot!
(str. 9 – 11)

Gertruda Stein (1874 - 1946) komentarzy: 0

Fotoreportaż

 




Gertuda Stein sportretowana przez Picassa, 1906r, obecnie w Metropolitan Museum of Art, NYC,
Klick!!!

 

 

 




Polubiłam fotografów, jeden z nich przyszedł do mnie

i powiedział że kazano mu zrobić kilka moich zdjęć do

fotoreportażu. Fotoreportaż zdziwiłam się a co to jest,

fotoreportaż odparł to jakie cztery albo pięć zdjęć ukazujących

człowieka w akcji. A co by pan chciał

żebym robiła. No cóż zaproponował, tam leży pani walizeczka

lotnicza może by ją pani zaczęła rozpakowywać,

och odparłam ta robota należy do panny Toklas ja tego

nie potrafię, no więc powiedział tam jest telefon może by

pani do kogoś zatelefonowała, dobrze odparłam ale widzi

pan ja nigdy nie telefonuję, to też zawsze robi panna

Toklas, no to co pani proponuje zapytał, no cóż odparłam

mogłabym zdejmować albo nakładać kapelusz, albo

nakładać albo zdejmować płaszcz, lubię wodę więc mogę
wypić szklankę wody, świetnie zgodził się niech pani to

robi i podczas gdy to robiłam on mnie fotografował a nazajutrz

zobaczyłam w gazecie fotoreportaż o sobie.

Gertruda Stein „Autobiografia Każdego z nas”, tłumaczyła Mira Michałowska, Czytelnik, Warszawa 1980, strona 262 (napisane około 1936 roku)



O improwizowaniu po białych


Następnie pojechałyśmy do Cleveland i to też było

przyjemne, Cleveland było pierwszym amerykańskim

miastem które było bardzo brudne powiedziano nam

dlaczego ale już nie pamiętam, pamiętam tylko że ulice

były brudne. Nie zamieszkałyśmy w samym mieście powiedziano

nam że będzie nam lepiej w podmiejskim hotelu,wszyscy byli
sympatyczni w każdym razie jednej

osobie która powiedziała nam że marzy o jakiejś rozrywce
poradziłam żeby improwizowała na fortepianie
bo ja to bardzo lubię. Zapytała mnie jak to robię więc

wyjaśniłam jej że trzeba grać jednocześnie obiema rękami
wyłącznie na białych klawiszach, czarne klawisze

brzmią zbyt harmonijnie poza tym nie wolno brać akordów

bo akordy są zbyt nastrojowe należy więc grać wyłącznie
na białych klawiszach obiema rękami naraz przy

tym zupełnie obojętne jest co która ręka robi ale należy

stale patrzeć na klawiaturę, zobaczy pani to bardzo mila

rozrywka. Powiedziała że spróbuje, każdy to potrafi

chociaż może nie wszyscy, mnie to bardzo bawi.

A potem wsiadłyśmy do samolotu i poleciałyśmy do

Waszyngtonu to znaczy do Baltimore.(str 274 - 275)

 

 

 

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21