24 kwietnia 2024, środa

Czytelnia człowieka dla ludzi

Redakcja

Dorota Masłowska

Wilhelm Sasnal kręci film, w którym też wraca w swoje rodzinne strony. Czasem rozmawiamy, że kiedy nasze pokolenie zarobi już swoje pieniądze, trzeba będzie wybudować ośrodki wypoczynkowe, które będą symulowały naszą młodość: osiedle, beton i zapach kociej szczyny. Takie ośrodki spa, gdzie będziemy przyjeżdżać na weekendy, siedzieć na trzepakach i pluć.



Berlin 2009. Fragmenty rozmowy Doroty Masłowskiej z Tadeuszem Sobolewskim o „Wonie polsko-ruskiej”, Duży Format nr 19, 21 V 2009.


 

(…) Nagle odkryłam, że można wywikłać się z pisania o złym świecie z pozycji kogoś szlachetnego, który to całe zło z boku ogląda i biadoli nad swoją wrażliwością. I to mi dało niesamowitą wolność. Pisałam absolutnie bez planu, bez drabinki. Sprawiało mi dziką frajdę zgadywać, co jeszcze może wydarzyć się bohaterowi, jakie tortury mu zadać. Pisałam z czystej przyjemności pisania. Nie stała za tym żadna historia. Wiedziałam, że bardzo dużo z tego, w czym żyję i w tym, co słyszę, opiera się właśnie na braku historii. Ludzie mają potrzebę mówienia, mnożenia słów, ale dzieje się zbyt mało, żeby było o czym opowiadać. Ta książka uwieczniła atmosferę niesamowitej stagnacji zdarzeniowej małego miasta.

 

W małym mieście - takim jak to, z którego jestem - jest aż psychodeliczne, jak bardzo potrafi się nic nie dziać. I jak ludzie pożytkują swoją inteligencję, żeby do rangi legendy czy zdarzeń urastały rzeczy, które się do tego w ogóle nie nadają. Zarzucano "Wojnie" przerost formy nad treścią. Ale afabularność tej książki była wynikiem dość trafnego, jak teraz myślę, przeczucia, że ten brak zdarzeń jest czymś do opowiedzenia.


 

 

(…) W ogóle za bardzo nie ufam inteligencji tłumu. Wydaje mi się, że liczba osób, które coś rozumieją, nie jest tak oszałamiająca i nie ma co przeć w tym kierunku, żeby film oglądało 10 milionów widzów.


 

(…) Jego (Silnego – red.) poglądy są skrajnie eklektyczne, on uważa wszystko. Jest to zgodne z ogólną poetyką bzdury tej książki, ale też akurat bardzo wiernie oddaje mentalny miał, który ludzie uważają za swoje poglądy. Tu coś usłyszeli, tam coś usłyszeli, z tym mogą się zgodzić, z tamtym pokłócić, ale konsekwencja żadna nie ma tu znaczenia.

 

To jest energia uważania czegoś tam, energia mówienia i rozkoszne złudzenie, że coś ma się do powiedzenia, że jest się z kimś, przeciwko czemuś, za czymś.


 

(…) Mnie bardzo przejmuje, że nasze poglądy są takie efemeryczne, że to jest sama czynność "uważania" czegoś tam. Człowiek chce być poważny, zacięty, uformowany, a jest procesem i wciąż ulega zmianie, chociaż tak by chciał, żeby to, co myśli, to była już ta jedyna i ostateczna prawda obiektywna. Czasem myślę, jak strasznie to było na przykład losowe na osiedlu, jak bardzo zależało, do jakiej subkultury się trafiło. Kto pana zgarnął na ulicy, z kim pan siedział na ławce, jakie ten ktoś czytał gazetki i czego panu naopowiadał, za taki światopogląd chciał się pan pokroić od 14. do 19. roku życia, a prawdopodobnie później też.


 

(…) Miejsce, w którym mieszkamy, Charlottenburg, jest kameralne i wcale nie takie międzynarodowe, jak sobie wyobrażałam, ma klimat uzdrowiska, wakacji. Ale w ogóle mieszkanie w Berlinie zmieniło mi poczucie świata, świat mi się wydał szerszy, w sensie geometrycznym. To daje jakąś ulgę, kiedy dojeżdża się do Słubic, a w chwilę potem jest tych 80 milionów ludzi, dla których to, co się dzieje w Polsce, jest kompletnie nieważne.

Świadomość, że prawie 6 miliardów ludzi nie jest Polakami i nie żyje w Polsce. Że to nie jest wszystko takie bardzo ważne i ostateczne, jak to sobie wyobrażamy.


 

(…)Wilhelm Sasnal kręci film, w którym też wraca w swoje rodzinne strony. Czasem rozmawiamy, że kiedy nasze pokolenie zarobi już swoje pieniądze, trzeba będzie wybudować ośrodki wypoczynkowe, które będą symulowały naszą młodość: osiedle, beton i zapach kociej szczyny. Takie ośrodki spa, gdzie będziemy przyjeżdżać na weekendy, siedzieć na trzepakach i pluć.

 

A potem bierze mnie tęsknota, wsiadam do pociągu do Polski i od razu po przekroczeniu granicy zaczynają się dziać rzeczy z kategorii chaos. Wchodzą ludzie, wyjmują jajka na twardo. Przestrzeń osobista się zmniejsza. Tu ludzie zachowują przestrzeń między sobą - w Polsce wiedzeni instynktem walki o mięso się na siebie pchają. Nie zostawia się miejsca na drugiego człowieka. Tu panuje obsesyjny respekt dla czyjejś inności - przynajmniej w warstwie deklaracji, w Polsce ludzie oczekują od siebie nawzajem, że będą tacy sami i każdy przejaw odmienności powoduje niepokój na całą ulicę.

(…)

 

Ilustracja: yEZiORO

 

 

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.