28 marca 2024, czwartek

Dariusz Łukaszewski

Dzień 25.



Katar miewa każdy, kto ma nos. Ale teraz miewać nie wolno. Mój pies kataru nie ma. Mój pies jest bardzo rasowy, kulturalny, ma szerokie horyzonty umysłowe, choć żyje bez ojca.


Wysyłam go do piekarni po bułki: dwie z dynią, dwie grahamki, jedną kajzerkę, jedną serową i po rogala z makiem. - Weź bardziej spieczone – mówię i zamykam za nim szczelnie drzwi klamką. Myję ręce.


Pewnie, jak wszystko, robię to najgorzej na świecie, ale za to najlepiej jak umiem. Myję rękę lewą, ręką prawą, a zaraz potem prawą rękę myję lewą ręką. Ubrudzoną myciem prawej, myję znów lewą, brudząc tym prawą, więc zaraz myję ją używając lewej. Myję w końcu i lewą i prawą używając równocześnie tej i tamtej. - Jestem już bliski doskonałości – myślę i włączam radio.


Zapowiadają powrót arktycznego niżu. W dodatku nie z arktyki tylko z tej okropnej Rosji. A za oknem słońce! Radio znów nie brzmi wiarygodnie. Rozgrzany promieniami trzmiel kąpie się w pyłku kwiatów zalewających bielą gałęzie marcowych moreli. Dochodzi południe, słońce świeci za darmo dla wszystkich. Dla informujących i dla informowanych, dla chorych i tych, co dopiero zachorują, dla ratujących i ratowanych.


25. dzień kwarantanny. W radiu mówią, że na świecie wyzdrowiało już 150 000 ludzi, ale zaraz dodają, że w kraju jest 1905 chorych, i wszyscy są zdyscyplinowani.


Pustą ulicą idzie Tomek. Wypija małpkę setkę przy mojej bramie. Bezdotykowo przerzuca przez nią butelkę na moje podwórko. Tomek nie ma jednego zęba. Jak Madonna, jak Mike Tyson. Ale nie wygląda jak Madonna ani jak Mike Tyson. Hrabini Wrotycz-Nawłociowa ma zęby jak perełki, jednak skrywa je za wachlarzem, razem z połową twarzy, w której ma wrota przyciągające Coronusa. Hrabini nie chce się zarazić Chorobą, bo Choroba wyzwala w człowieku miłość do papieru toaletowego. Tę naturalną, skrywaną w normalnych czasach wstydliwie, głęboko i taktownie miłość, która teraz, kiedy perspektywa się skróciła i każdy dzień może być ostatnim i nie ma co czekać na lepsze czasy, bo lepszych może już nie być na ujawnienie miłości utajnionej, to ta miłość wybija bezwstydnie, bez umiaru i opamiętania. Prosta miłość do papieru toaletowego. Oraz wyrafinowana, wyłuzdana, dzika miłość człowieka do drożdży.


Tomek już sobie poszedł. Ulica jest pusta. Nikt nie spieszy się do pracy, ale tutaj nigdy nikt nie spieszy się do pracy, bo przeważnie nikt nie chodzi do pracy; ludzie tutejsi postawili na złom. Jednak nawet złomu już nie zbieraja, tacy zrobili się niezłomni. Taka zmiana. I jeszcze to, że nie łoją już w grupach, nie wyją w przydrożnych krzakach, nie napierdalalają się – teraz piją pojedynczo. Taka różnica. Coronus zmusił do picia pojedynczo, sam na sam ze sobą.


Pies wraca z piekarni. Dał sobie wcisnąć niewypieczonego rogala. W dodatku bez maku! Pierwszy raz to się zdarza. Nigdy jeszcze coś takiego się nie zdarzyło. Czuję, że nadchodzą zmiany. I to cywilizacyjne.


   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.