28 marca 2024, czwartek

Dariusz Łukaszewski

Dzień 55.



Dzisiaj znów urodziło się więcej ludzi niż umarło: na świat przyszły 224 tysiące, a zeszły z niego 94 tysiące. Czy nowourodzeni nie będą przeklinać, palić, nie będą pić, tylko od razu zaczną się kulturalnie starzeć? W kadym razie podczas tej pandemii liczba mieszkańców bardzo wzrasta.


Dużo zamaskowanych chodzi po ulicach. Właściwie wszyscy - bez oblicza, pozbawieni urody, charakteru, zdyscypliniowani. Nie wiem co pisać; sytuacja nie jest do pozazdroszczenia.


Przychodzi mi do głowy myśl. Zaraz wychodzi. Wcale jej nie zatrzymywałem.


Przez przejście dla pieszych sunie pijak. Dochodzi do krawężnika, wysuwa jedną nogę do przodu i nie wie co począć z drugą. Trwa to jakiś czas; w końcu podejmuje decyzję – przewraca się.


Może i nie warto tego zapisywać, bo tu nie dzieje się nic porywającego, ale przecież autentyczne życie to nic nadzwyczajnie błyskotliwego, więc trzeba je dostrzec takim jakim jest, w całej codzienności.


Ludzie dalej wierzą, że kto czyta książki, to rośnie mu inteligencja. Mimo, że 40 procent nie rozumie tego co czyta, a może waśnie dlatego.


Nie wiem jak jeszcze bardziej mogę zostać w domu - robię to już na najwyższych obrotach, ekstremalnie, najlepiej jak umiem, a mimo to dręczy mnie świadomość, że nie wykorzystuję wszystkich możliwości. Muszę spróbować docisnąć pedał, wyeliminować wszystkie luki w pozostawaniu. Na pewno znajdę coś do dopchania kolanem.


Wysyłam psa na spacer. - Pójdziesz Topolową, skręcisz w Łąkową i już będziesz nad rzeką, wykąp się na plaży i wracaj pędem. Z nikim nie dyskutuj, na zaczepki nie odpowiadaj – instruuję. - Masz być z powrotem za pół godziny.


Puszczam go za bramą i patrzę jak gna i skręca w Łąkową. Bramę zamykam gdy znika. W ogrodzie randkują kosy, defekują dzikie gołębie, jakiś mały ptaszek, chyba rudzik, wibruje głośniej niż skowronek na łące. Tak cholernie mnie to rozprasza w skupianiu się w ćwiczeniu doskonałości pozostawania w domu, że rozważam zrobienie procy. Na razie odkładam na jutro to barbarzyskie rozwiązanie. Za dużo rzeczy odkładm na jutro.


O jedenastej trzydzieści wychodzę przed bramę z przekonaniem, że pies nie dotrzyma półgodzinnego terminu, ale on tam już jest, oczekujący, cały mokry, wykąpany w rzece. - No, no... - chwalę, głaszczę, drapię za uchem, przytulam i tak dalej...


PS.

Pijak nie leży już na przejściu na pieszych. Pewnie wstał zdziwiony, odnajdując siebie w publicznym miejscu, pozbierał postać w całość, wyprostował na niej odzież, wybrał kierunek i wyszedł z pola widzenia.


Przy mojej bramie zatrzymuje się Tomek, ma niewielki pakunek w ręce i jakąś sprawę najwyraźniej, bo poróbuje otworzyć wrota. Zanim zacznie kopać, wolę zagadać przez otwarte okno.


- Co tam, Tomek?

- A, bo hrabini kazała dać to pana psu – podnosi pakunek.


Wychodzę, otwieram bramę.

- Pani Wrotycz-Nawłociowa powiedziała, że pies ma przegryźć wołowiną, żeby mu to ucho policjanta nie stanęło na żołądku – Tomek wręcza mi pakunek.
- O czym ty do mnie rozmawisz Tomek?! Jakie ucho?


- Pan nic nie wie?... Na Łąkowej policyjni dupnęli młodego Bulińskiego, jak wyszedł z domu na spacer ze synkiem we wózku. Najpierw go złoili pałami, a jak już zaczęli z nim gadać na leżąco przy pomocy paralizatora to nadleciał pana pies - jak kara boska nadleciał, żeby mnie pokręciło jak kłamię. Przeskoczył nad oficermi i trochę nim zakołysało, bo jednemu urwał ucho i pogalopował przez łąki nad rzekę. A oni za nim, we dwa radiowozy, po łące kurwa, psa chcieli autami zaaresztować. I wtedy my cap! Bulińskiego z asfaltu i wózek za bramę hrabini Nawłociowej, i już nam mogli naskoczyć panowie oficerowie. Przyjechało jeszcze tych suk ze trzy na syrenie, ale pies już dawno spłynął rzeką do śluzy i pewnie wrócił na skróty Torową, co?

- Pies jest cały czas w domu – kłamię. - Chodź tu – wołam i pies podbiega merdając ogonem wciąż ociekającym wodą. - Widzisz?


- Niech lepiej go pan wytrze, bo wcale nie jest tak ciepło i się jeszcze przeziębi, a szkoda by było.

- Wiesz co Tomek? Daj tę cholerną wołowinę i zakończmy to nieporozumienie, a hrabini Wrotycz-Nałowciowej powiedz, że wiem o co jej chodzi, ale nic z tego – ja psa mojego na wybory prezydenckie nie wystawię. Sobie szukajcie kandyadta, mnie psa szkoda na takie coś, jasne?!


- Jasne, że jasne. Ale co dał popalić, to dał. Pewnie ma pod sto kilo, nie?

- Jakie sto?! Niecałe 64, kurwa!


- Też myślałem, że musi mieć więcej niż 50, bo jak w locie urwał gnojowi ucho, to tylko nim trochę zakołysało.

- Zapomnij Tomek, a za wołowinę podziękuj; w tym domu się nie przelewa. A! Masz tu ćmika na drogę – częstuję fajką i sięgam po zapalniczkę.


- Dzięki, panie Darku, już mnie nie ma i nigdy tu nie było – Tomek zatyka papierosa za uchem i wychodzi z pola widzenia.


Zamykam bramę, na klucz, na zasuwę i skobel w betonie.


- No, no, i to wszystko zdążyłaś w pół godziny?... - głaszczę psa, który jest suką cane corso italiano i ma na imię Bozia, ale wołam na nią Paszcza, żeby nie ranić wierzących patriotów, a pies to rozumie, akceptuje i wybacza.


Daję psu wołowinę od hrabini, ale mam świadomość, że tę noc spędzimy z uchem policjanta w domu, w brzuchu Paszczy śpiącej jak niewiniatko na posłaniu w pobliżu mojego łóżka. W dodatku jest pełnia. Makabra. Czy oni nie potrafią wybrać tego nowego - starego prezydenta mniej strasznie?


Ta myśl, co mi przyszła do głowy i zaraz wyszła, bo wcale jej nie zatrzymywałem... otóż ta myśl była taka, że ofiarami śmiertelnymi tego Koronusa są zawsze schorowani seniorzy-emeryci – z małymi wyjątkami tylko potwierdzającymi tę regułę – co rozwiązuje napęczniałe problemy ministra od emerytur i ministra od państwowej służby zdrowia, nie tylko w tym kraju.


Zapowiada się kolejny dzień, dobry do poudawania beztroskiego, szczęśliwego życia. W telewizji zapowiadają deszcze. Będzie padało na policjantów i na ich ofiray, po równo. Chciaż na policjantów spadnie mniej wody, bo ofiar jest więcej.


   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.