Everyman. Podwójne uderzenie.
wtorek, 29 maja 2012
Doszedłem do wniosku ostatnio.
Nie.. Ten Fakt trzepnął mnie w głowę niespodziewanie, bez ostrzeżenia, mimochodem, jak pewnego razu bukiet panny młodej, uderzył w potylicę tańczącej w kółku dziewczyny Edwina.
Ale do rzeczy.
Byłem niedawno na wernisażu znajomego. Seria udana. Atmosfera sprzyja. Wino się leje. Godzina O dochodzi. Zostałem ja i Edwin.
Patrzę i nie wierzę.
Wszyscy kurwa zdziwaczeli.
Na przykład K: kolega K. jeszcze jakiś czas temu odurzał się wszystkim co znalazł, kolekcjonował wypchane zwierzęta, wyznawał mi miłość, pisał wiersze, dokonywał spektakularnych zniszczeń, znowu pisał, wydawał i tak w kółko. K. rzucił alkohol. Rozmowa się nie kleiła. K. w zasadzie już nic nie mówi, tylko uśmiecha się życzliwie i czem prędzej wymyka się. Pod kołdrę podejrzewam. Sprzedał kolekcję, nie pisze, uprawia zapamiętale sporty.
L. niegdyjsieszy awanturnik, autor cenionych ilustracji ,wziął kredyt. Chce się ożenić. Nie rysuje. Chodzi na basen.
S. znalazła pracę. S (nie, to nie TA S. O tej nie wspominam póki co). Pracuje i pyta co słychać. Jest sympatyczna.
A. rozwiódł się. Uczęszcza na kursy sushi.
Miałem wrażenie, że wszystkim jest jakoś głupio. Nie widzieliśmy się jakiś czas, to prawda. Nie bywałem, przyznam. Zajmowałem się głównie sobą, ostatnimi dniami, tygodniami.
Rozmowy dotyczyły:
wakacji
urlopu
mieszkania
diety
rzucania palenia
zmiany pracy
zamiany mieszkania na większe
zwiększenia kredytu
pojechania na kolejne wakacje
zmiany pracy na lepiej płatną
zmiany pracy na mniej płatną
rozwodu W.
ślubu W.
mafinów (chuj wie co to)
Nikt nie był zainteresowany kolekcją M. (swoją drogą była taka se, ale zawsze to ktoś jednak dzierżył pędzel w dłoni i krwi upuszczał).
Ja byłem, bo jestem trochę Muzą M. M żywi do mnie nieodwzajemnione uczucia i znalazłem się byłem na kilku bardzo smutnych obrazkach.
Nieważne.
W pierwszym odruchu gotów byłem skwitować: ponormalnieli, dojrzali. Wyszli na ludzi. Ci co ich znam lepiej lub gorzej, z widzenia albo obcowania mniej lub bardziej cielesnego. No bo tak: nie przeklinają, nie obrażają się wzajemnie, nikt nikogo nie zdzielił w twarz, nikt nie wybiegł z płaczem, nikt nie dostał szału, nikt nie milczał.
Nudziłem się przeokrutnie.
I naszła mnie refleksja. Oto ja Korwaks, w swoim nieprzeniknionym umyśle, wciąż widzę i opisuję! I przypomniałem sobie! Rozerwało mi trzewia. A potem była cisza.
Ja Korwaks, pragnę rzeczy Wielkich i Ważnych. Wielkiej Wypowiedzi. Gruchoczącej kości prozy, miażdżącej dusze cór mickeiwiczowskich Poezji. Porażającej śmiertelnie Wizji.
(ostatnio nie zarabiam nic i żyję!)
Napisałem wiersz.
Do źródła, Klick!!!
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.