28 marca 2024, czwartek

Joanna Dziwak

Gry losowe. Odcinek 11.


Przez ten cały sentymentalizm, Jo nie zabrała z pociągu walizki. Może to i lepiej, bo nie wiadomo, co by tam jeszcze znalazła i gdzie zmuszona byłaby wysiadać, gdzie uciekać. Tymczasem była w miejscu, którego nie potrafiła zlokalizować na mapie i mogła czuć się jak bohaterka swojego ulubionego filmu „Thelma & Louise", z tą drobną różnicą, że bez przyjaciółki, bez samochodu i poszukującej jej gorliwie policji. Och, gdyby tak ktoś poszukiwał Jo! Wtedy jej życie byłoby zupełnie inne.


Wydostała się ze stacji kolejowej, w częściowym zamroczeniu ignorując tablicę z nazwą tej przypadkowej miejscowości. Szybko zdała sobie sprawę, że nie ma przy sobie zbyt dużo pieniędzy, więc będzie zmuszona coś wygrać. Opcja napadu z bronią i obrabowania stacji benzynowej lub sklepu z pączkami nie była póki co możliwa, ponieważ jedyną dostępną jej bronią była gałąź z drzewa. Musiała więc znaleźć pierwszy bar z automatami do gier i pilnie polepszyć swoją sytuację.


Miasteczko było małe i zapyziałe, na oko kilka wąskich uliczek. Starzy mieszkańcy dawno poumierali, młodzi wyjechali, zostali tylko pracownicy punktów kredytowych i alkoholicy. Nieliczne kury domowe odchowujące nieliczne potomstwo. Nastolatki mające problemy z nauką i z frustracji zakładające garażowe zespoły, których nikt nie chce słuchać.


Jo mijała kolejne podupadające sklepiki, wypatrując baru, który odmieni jej los. Było chyba dopiero koło południa, wszędzie pusto, pora kiedy znudzeni brakiem przestępstw policjanci kupują pączki z dziurką i kawę na wynos. W końcu jest i knajpa, nazywa się „Łoś", a stojący za barem właściciel naprawdę przypomina łosia. To musi być najbardziej ludne miejsce w tej miejscowości, myśli Jo, mimo wczesnej godziny, w tym małym wnętrzu tłoczy się jakieś dwadzieścia osób. Lokalna prostytutka zawiera właśnie nowe, intratne znajomości. Ma pewnie ponad pięćdziesiąt lat i tę samą sukienkę od co najmniej piętnastu. Wszyscy tu piją piwo, Jo też zamawia piwo i zanim zdąży uciec do upragnionej owocowej maszyny, pan łoś już pyta ją o życie osobiste, miejsce zamieszkania i inne takie. Standardowe pytania podstarzałych, podupadłych facetów.


– A z narzeczonym jak? Jeden na co dzień i jeden od święta? – i nie czekając na odpowiedź śmieje się uradowany własną błyskotliwością.


Mężczyźni, jak beznadziejni by nie byli, mają zazwyczaj bardzo wysoką samoocenę. To zaczyna się już w szkole, kiedy chłopcy odzywają się na lekcjach dużo częściej niż dziewczynki, często jedynie po to, żeby usłyszeć swój wspaniały głos. Jeśli nawet taki jeden jest ostatnim nieudacznikiem, w wolnych chwilach rzeźbiącym w kasztanach i tak znajdzie powód, żeby uważać się za wyjątkowego. Każdy jeden w tym barze jest na to chodzącym, a raczej słaniającym się na nogach przykładem.


Jo chce być jednak miła, więc śmieje się razem z panem łosiem z jego wspaniałego żartu, zabiera piwo i ucieka do maszyny. Wyrzuca wszystkie drobne z kieszeni, przeszukuje torebkę i zaczyna inwestować.

(...)

Cały odcinek, Klick !!!


   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.