19 marca 2024, wtorek

Dariusz Łukaszewski

Husaria



HUSARIA

Pańskie Chałupy - 2017/18, strona 116

Znowu deszcz. Pada na wesołych i na smutnych, na panny, żony, rozwódki i na wdowy, na porzuconych i porzucających, pomiatanych i pomiatających, na odważnych i na tchórzy. Na palących i na niepalących też oraz na poważnych i niepoważnych tak samo pada. Z wszystkich czyniąc zmokłe kury, upodabniając tak, że nie sposób rozróżnić kto dobry, a który mniej. Pies podąża za swoim panem nieomylnie, choć pan jak wszyscy - mokry niczym ścierka do podłogi. Ja, to ja, bo mój pies mnie rozpoznaje, myśli pan. Taksówki mają duże branie, żadna nie stoi na postoju, chociaż stoi tam wielu i czeka. Ktoś otwiera parasol, ale zaraz zamyka wstydliwie, bo drut złamany przebił czaszę i zwisa niechlujnie, ściągając wścibskie spojrzenia doszukujące się niedoskonałości u posiadacza parasola, którą ten pragnie ukryć. Z dawna nieopróżniany, pełny kosz przelewa się na chodnik kipiąc zupą śmieciową. Przechodzi obok wielu, cały przekrój, i każdy tak samo pośpiesznie odwraca wzrok, zohydzony widokiem zupy zalewającej chodnik. Zaskoczeni ulewą zamożni i bezdomni stoją stłoczeni pod wiatą tramwajową. Deszcz przestanie padać za kwadrans. Dopiero za kwadrans wszyscy wrócą na swoje wypracowane z trudem miejsce.


Mieciu i Karolinka też stoją, ale Mieciu pod wiatą w mieście Wrocław, a Karolinka w mieście Poznań pod wiatą stoi. A miasta te są odległe o 140 kilometrów. W dodatku Karolinka w samo południe stoi wśród innych stłoczonych pod wiatą w celu ochrony przed ulewą, a Mieciu stoi o siedemnastej godzinie dopiero, gdy deszcz do jego miasta dociera. Więc choć oboje stoją pod wiatą schronieni przed deszczem z tej samej ulewy, to nie mogą oni stać razem. Zresztą Karolinka już nie stoi, bo śpiesznym krokiem drobi do foniatry w mieście Poznań, więc tym bardziej z Mieciem stać razem nie może.


- Ale dlaczego ona do foniatry idzie? Zamisat na konika?
- Bo ma uszy gamoniu.


A gdy Mieciu pod wiatą staje, to Karolinka już na stacji z pociągu wysiada w naszym mieście, w którym świeci słońce. Bo zajdzie dopiero wieczorem, a jutro rano znów wstanie przed wszystkimi. I nastanie dzień, ostatni dla papugi.



Kyrie eleison. Christe eleison. Kyrie eleison.
Chryste, usłysz nas...
- tyle zdoła zaskrzeczeć tego dnia gadająca papuga i zdechnie, prawdopodobnie na grypę szalejącą wśród ptasiej braci, choć równie prawdopodobnie może się ona udławić za karę, bo żarła podczas gadania, w dodatku raptownie, opuszczając świętokradczo całe święte zwroty. Ale hrabini Wrotycz-Nawłociowa nie pozostaje w żałobie po papudze; prawdę mówiąc nigdy jej nie zdołała polubić. Kupuje od Cygana małego psa, szczeniaka. Mały pies jest większy od innych małych psów. A nawet większy od wszystkich dużych psów na osiedlu. Chciałby spać przez cały dzień na kanapie, ale hrabini nie pozwala, bo mógłby odkryć, że jest typem kanapowca, który wstaje na pół godzinki, wypada gdzieś nie wiadomo dokąd, a potem prędziutko powraca z czyjąś ręką lub nogą. Pies ma na imię Paszcza i w pełni na nie zasługuje.
Hrabini zachęca pasa do spaceru, chociaż deszcz.
- Pada – mówi hrabini do małego psa. - Ale przemkniemy pomiędzy kroplami.
A on jej wierzy. I przemykają.

Rys. Andrzej Bobrowski


   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.