19 marca 2024, wtorek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Ludwik Cichy

Uprzejmy facet (opowiadanie)



Bariery zaczęły się unosić, kompletnie bez pośpiechu. Dwie przeciwstawne kolumny ruszyły mozolnie, a potem coraz szybciej wszyscy rozjechali się do swoich światów. Dobry Bóg zesłał słońce, które wzięło kobietę do przesuszenia. Całość Klick !!!


Ilustracja: Mujeres artistas/fb 



 

 

 

Uprzejmy facet

- Niech to szlag… - wyłączył światła a potem cały samochód. Był pierwszym zatrzymanym przez opuszczone bariery na kolejowym przejeździe. – Że też zachciało mi się uprzejmości na pasach – zganił się.

W lusterku widział rosnącą kawalkadę ustawiających się za nim. Zobaczył też zbliżająca się kobietę, tę, dla której zatrzymał się na pasach.

- Ta moja zasrana, obsesyjna uprzejmość…! – zaczął się opieprzać, ale nie dane mu było rozwinąć myśli, bo z oddali zaczęła szybko narastać syrena strażacka.

Czerwony potwór wyhamował na drugim pasie obok tak, że widział przez szybę strażaków przebierających się dopiero pośpiesznie w skafandry. Zanim ich twarze zniknęły w półcieniu wielkich hełmów, zdążył im się przyjrzeć.

- Kurde, jakie zwykłe chłopki mizerne!? To są ci bohaterowie z nieludzko bohaterskiego świata? Na filmach inaczej to wygląda.

Syrena zawyła na najwyższej częstotliwości, więc jedna z barier uniosła się i przepuściła strażaków, po czym opadła. Włączył wycieraczki, żeby lepiej widzieć czerwony wóz nabierający pędu na długiej prostej.

Kobieta doszła do przejazdu i stała prawie na wyciągnięcie ręki. Mógł się jej teraz przyjrzeć bezpiecznie, bez narażenia na posądzenie o cokolwiek. Stała bez parasola i cierpliwie mokła; nawet nie próbowała osłonić głowy. Znowu rozległa się syrena. Podjechało pogotowie i bariera znów uniosła się i opadła. Dostrzegł kroplę ciężejącą na końcu nosa kobiety.

- Jak krowa moknąca na łące – pomyślał, gdy kropla spadła ustępując miejsca nowej.

Podkręcił wycieraczki, bo deszcz się wzmagał.

- No nie! – postanowił gdy strugi zaczęły siec z łoskotem w dach auta. – Może się pani schowa tutaj trochę …? – zaproponował przez otwarte drzwi, ale kobieta nie odpowiedziała, w ogóle nie zareagowała. Zamknął drzwi. Patrzył jak z końca jej nosa spływa strumyk.

– To ja też tutaj z panią solidarnie pomoknę – wyskoczył na chodnik i z miejsca poczuł lodowatość przenikającą ubranie.

- Nie trzeba – powiedziała cicho kobieta.

- Niech pani wsiada, przecież nic pani nie zrobię, dookoła są ludzie!


- Nie trzeba. Co ludzie powiedzą, proszę pana… - dalsze słowa, o ile były, zagłuszył przelatujący z hałaśliwym łoskotem osobowy.

Dał spokój i wsiadł z powrotem do auta. W lusterku zobaczył zarykujących się ze śmiechu gówniarzy w czerwonej beemce z tyłu.

Bariery zaczęły się unosić, kompletnie bez pośpiechu. Dwie przeciwstawne kolumny ruszyły mozolnie, a potem coraz szybciej wszyscy rozjechali się do swoich światów. Dobry Bóg zesłał słońce, które wzięło kobietę do przesuszenia.

Zatrzymał auto na poboczu i wyjął mapę. Tylko 14 kilometrów dzieliło go od tego cholernego miasta. Zapalił, dopalił i zgasił papierosa.

Zaparkował przy ratuszu, wyjął torbę z bagażnika i wybrał sklep w ścianie kamienic, urzędów i filii wielkich banków.

- Ma pani czapki, takie wełniane, na rower?

- Proszę bardzo, jest w czym wybierać – młoda, ładna dziewczyna ekspediująca z entuzjazmem przy stoisku sportowym rozłożyła przed nim kolorowy, wełniany wachlarz. – Zresztą panu to byłoby w każdej do twarzy, a nawet bez też – uśmiechnęła się ładnie i szczerze.

- Hmmm… e, może się jeszcze rozejrzę… - odwzajemnił uśmiech, zostawił torbę pod ladą i wyszedł.

Wrócił po minucie.

- Skleroza – posłał dziewczynie uśmiech. – Zostawiłem tu moją torbę z bombą. Może podłożę ją lepiej w jakimś banku?

- Ha, ha, ha, a jaki dowcipny na dodatek – dziewczyna bez skrępowania zaprezentowała się w swojej najlepszej okazałości.

- To do zobaczenia, w jakimś lepszym świecie – zamachał dłonią i wyszedł z torbą.

Nie słyszał odgłosu wybuchu, gdy w przydrożnym zajeździe zamawiał naleśniki z serem, kawę bez cukru i dwa tosty porowe. W telewizorze, podwieszonym pod sufitem też jeszcze o tym nie mówili; śpiewała Rihanna, na jakiejś pustyni:  "Dobry facet, to martwy Indianin..."

- Nawet podobna – pomyślał. – Cholera! – sparzył sobie usta kawą. – Szlag by to wszystko...!


Ilustracja: Mujeres artistas/fb Klick !!!

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.