20 kwietnia 2024, sobota

Czytelnia człowieka dla ludzi

Redakcja

Wojciech Kuczok - Senność

 





Wojciech Kuczok zakończył pisać „Senność" w 2008 roku i od razu wydało ją WAB, potem Magdalena Piekorz nakręciła film na podstawie tej dobrej prozy. Książka kosztuje niecałe 40 zł a jest w niej dużo do czytania – 248 stron. Takie w niej daje autor na przykład fragmenty jak poniżej (o ile ktoś nie czytał – powinny zachęcić, a jak czytał to też).

 

 

 


Róża wie, że nie ma niczego bardziej przygnębiającego

dla człowieka niż przywyknąć do bycia niekochanym,
wziąć to za stan naturalny, oczywisty, za regułę,
potwierdzaną czasem wyjątkami. Bywa, że trzeba wtedy
każdego poranka przekonywać się do sensowności
rzeczy najprostszych, zaraz po przebudzeniu, samotnie
w łóżku o wiele za dużym mówić do siebie jak pielęgniarka
do niedołężnego pacjenta: ,,A teraz wstaniemy,
otworzymy okna, wywietrzymy mieszkanko, umyjemy
się"; Róża się boi, bo z czasem może dojść do tego, że
przestraszona nagłym bezdechem będzie musiała sobie
po kilka razy dziennie przypominać: ,,0j, musimy oddychać,
jeśli przestaniemy oddychać, to już nie pożyjemy,
a przecież chcemy sobie jeszcze trochę pożyć, mimo
wszystko, prawda?" Niekochanym niewiele się przytrafia,
ich nieżywe życia porastają pleśnią, ich dusze się duszą.
Róża bywała uwielbiana, podziwiana, adorowana,
że też, sięgając po miłość, musiała trafić na Pana Męża,
tak niemiłosiernie nieobecnego; teraz ma więcej czasu
niż życia.

Dalej Klick!!!



 

 

 

 

Wojciech Kuczok

Senność

Fragmenty:


 
Str. 34

Robert porzuca monotonię ponurego gmaszyska,

melancholizował się już wystarczająco długo, na fajrant
biją dzwony okoliczne, wychodzi o precyzyjnie ustalonej
porze, jak w każdy dzień roboczy, niczego tu zmienić
nie podobna. Robert, od kiedy ożenił się z Żoną,
żeniąc się tym samym z Teściem i Teściową, wżeniając
się w ich dom, jest człowiekiem kontrolowanym. Wcześniej,
kiedy był jeszcze pisarzem piszącym i nieżonatym,
miał do siebie żal o brak dyscypliny, rytmu, reguły, wedle
której żyłby i pisał w sposób uporządkowany. Zmęczony
wolnością pokochał więc kobietę, która wydała
mu się zdyscyplinowana i ułożona, a potem ożenił się
z nią, mając nadzieję, że jako Żona zrobi w jego życiu
radykalne porządki, że dzięki małżeństwu Robert stanie
się twórcą piszącym rytmicznie i regularnie. Niestety,
od kiedy ożenił się z Żoną, Teściem i Teściową, stał
się pisarzem niepiszącym, mimo że jego życie nabrało
rytmu i regularności, jakiej nie wyśniły w malignie. Robert
wychodzi z gmachu sądu rejonowego na parking,
wsiada do samochodu, dokładnie w momencie włożenia
kluczyków do stacyjki słyszy dzwonek telefonu, Żona
dzwoni, pyta:
- Jesteś już w aucie?
Robert jest już w aucie.
- W aptece byłeś rano czy zapomniałeś?
Robert nie był, zapomniał, teraz podjedzie.
- Boże, co za człowiek, to teraz nie jedź, bo znowu
w korkach utkwisz, wracaj do domu, roboty pełno, nie
klucz po mieście.
Robert nie widzi potrzeby dalszej rozmowy, kontrola
została przeprowadzona, mówi, że wjeżdża pod
mosty, że mu zasięg znika, przerywa połączenie, jedzie
spokojnie ulicą, kluczy po mieście, kierując się zagęszczeniem
aut, wreszcie pakuje się w najbardziej zakorkowany
odcinek i włącza sobie muzykę. Robert jest miłośnikiem
stania w ulicznych korkach, prawdopodobnie
jedynym w mieście, które jest zapchane coraz bardziej
przez coraz to nowych nabywców aut, coraz bardziej
nerwowych, bo przepustowość ulic zmniejsza się tak
prędko, jak zwiększa się zdolność kredytowa obywateli.
Robert słucha muzyki i popatruje z zadowoleniem na
kierowców, wiercących się, odpalających niecierpliwie
papierosy, bębniących palcami po kierownicy, trąbią-
cych beznadziejnie i bez sensu, wychylających głowy
przez okna swoich nowych wozów, rozglądających się
na wszystkie strony, jakby szukali możliwości ucieczki,
skrótu, bo przecież kurwa nie po to kupowali nowe
auto żeby do chuja pana stać w jebanym korku i wolniej
się poruszać niż kurwa na rowerze jakby se chcieli pojeździć
na rowerze toby se kurwa jego mać kupili pierdolony
rower zwłaszcza biorąc pod uwagę że za cenę
tej bryki toby mogli se kupić w chuj rowerów fabrykę
całą noż kurrrrwa niechże się coś ruszy wreszcie bo ich
kurwica weźmie. Robert też zapala papierosa, w biurze
zakaz, w domu alergia Żony, tylko w samochodzie może
sobie zapalić spokojnie, niespiesznie, do samego filtra,
w dodatku przy muzyce, której Żona nie zniosłaby, nie
zrozumiała, Żona dostaje migreny od muzyki, ona odpoczywa
przy muzyczce, Robert musiał się z tym pogodzić,
jak i z wieloma innymi zasadami, ze skwaszoną miną
musiał przyjąć zasady rządzące jego życiem rodzinnym,
stał się człowiekiem kompromisu, koniecznego, by życie
rodzinne nie stało się rodzinnym piekłem; Robert pamięta
rodzinne piekło z domu swoich rodziców, o których
ani słowa więcej. Robert boi się piekła, więc wybiera
kompromisy, co wcale nie jest takie uciążliwe, przecież
może sobie palić i słuchać muzyki w samochodzie, nie
musi się nawet skupiać na prowadzeniu, bo stoi w korku.
(...) Robert rozkoszuje się dymem i muzyką, kierowcy
nie znajdują w nim towarzysza niedoli, nie odczytują
dobrze jego rozpromienionej twarzy, jego życzliwych
uśmiechów, z czego ten skurwysyn jest taki zadowolony,
nie przychodzi im do głowy, że to uwięzienie może
smakować wolnością; papieros się kończy.





Str. 43

Żona nie może przestać się ruszać, jej drobne kroczki
są wszędobylskie, drepcze całą powierzchnią stóp,
jak japonka, akcentując piętą każdy krok, nie przestaje
chodzić, otwierać i zamykać szuflad, poprawiać zasłon,
przysuwać krzeseł, przestawiać przedmiotów z miejsca
na miejsce, bez przerwy trajkocze pod nosem, pokichując
co kilka zdań, taka jest, taka się stała, nie ma rady, jej
natręctwo czynności obejmuje też Roberta, sama wciąż
będąc w ruchu, źle znosi widok bezczynności; Robert
coraz częściej odnosi wrażenie, jakby oglądał Żonę na
filmie z przyspieszonymi obrotami, na jeden jego krok
przypadają cztery kroczki, zanim zdąży jej odpowiedzieć,
słyszy już dwa kolejne pytania, Robert męczy się
przy Żonie, odpoczywa w spokoju swej biurowej smutni.
Kiedyś pokochał właśnie żywotność, energię, rozmowność
tej kobiety, ale czas jest wrogiem zauroczeń,
teraz drobne kroki żony szukającej dla niego kolejnych
zajęć wywołują w nim tęsknotę za krokiem wolnym, dostojnym,
spacerowym, jej szybko wypowiadane komendy
wywołują w nim głód mowy niespiesznej, spokojnej,
a nawet wiązanej. Robert lubi przesiadywać w szopce,
markując prace, postukując młotkiem, wkręcając i wykręcając
śrubkę (gdyby Żona przyszła sprawdzić, czy
się nie rozleniwił, śrubka jest poręcznym alibi). Bywało,
że Robert sam na sam ze śrubką napawał się chwilami
wolności, a nade wszystko powolności, bywało, że
mówił wolno do śrubki, radośnie oddalony od tupotu
stóp małżonki, ,,0, śrubko", wołacza używał w chwilach
szczególnego rozmarzenia i zadowolenia swoją tymcza-
sowo odzyskaną powolnością, nie przestając jednak nasłuchiwać,
czy aby nie przyjdzie kontrola, czy nie będzie
musiał przybrać sugestywnej pozy mechanika, czy nie
usłyszy, że musi wynieść to tamto z góry na dół przestawić
ten tamten stamtąd gdzie indziej, dokręcić, bo się
poluzowało, przeczyścić, bo się przytkało.





Str. 64

Źrenica się zwęża, powieka drży, chciałaby się
zmrużyć, zasłonić, uchronić oko Róży przed świetlnym
punktem, ale specjalista przytrzymuje, sprawdza reakcje,
świeci latareczką; pstryk, latarka zgasła, teraz pro-
simy o kolanko, zgiąć, o tak, stukniemy młoteczkiem,
nawiasem mówiąc, ma pani bardzo piękne nogi, pani
Różo. Pan Mąż wezwał specjalistę, od czasu do czasu go
wzywa, chciałby mieć pewność, że z Rożą tak naprawdę
nie złego się nie dzieje, że jego metody regulowania
rytmu są właściwe, poza tym żona musi się komuś
poskarżyć, specjalista rozumie, jest przecież Psychiatrą,
kubłem bez dna, w którym codziennie lądują setki skarg
i zażaleń, czasem ledwie zrozumiałych, czasem zupełnie
absurdalnych, ale on musi traktować je z niezmienną
powagą, sprawiać wrażenie zasłuchanego i zatroskanego,
rozmowa z Różą to dla niego rzadki przywilej, Róża
jest pięknością największego formatu, gwiazdą może
teraz nieco bledszą niż na billboardach, ale tym większa
gratka, że to on może jej pomóc odzyskać dawny blask,
Róża mówi dorzecznie i rozsądnie, Psychiatra bardzo
lubi jej głos, mógłby go słuchać znacznie dłużej i częściej,
niż mu to przysługuje; Psychiatra na co dzień zawodowo
słucha wielu pacjentów, ale wsłuchuje się tylko
w głos Róży.
- Nigdy nie pamiętam, kiedy zasypiam. Czasem
mam tak, że... już się obudziłam, ale jeszcze przez jakiś
czas nie mogę się poruszyć, nawet otworzyć oczu,
jakbym była sparaliżowana, to jest potworne uczucie...
Poza tym już wymiotuję tym... spokojem. Siedzę tu całymi
dniami... Chcę wrócić do pracy, do ludzi... Do życia...
Już od tej ciszy tutaj mózg mi pęka.
-Trzeba jeszcze troszeczkę poczekać. Pani przypadek
wymaga stałej obserwacji, moglibyśmy panią prze-
nieść do szpitala, ale tam naprawdę nie będzie takich
dobrych warunków. Ma pani troskliwego męża, wspaniały
dom...
Psychiatra biczuje się wspomnieniem troski Pana
Męża, chciałby być na jego miejscu, chciałby zabrać stąd
Różę i samemu stać się jej domem, Psychiatra wie, że
ludzie tak naprawdę mogą mieszkać tylko w innych ludziach,
wie, że depresja to nic innego, jak bezdomność,
na depresję cierpią ludzie, którzy nie mają w kim mieszkać,
Psychiatra ma nadzieję, że Róża sama to zrozumie,
stara się ją naprowadzać, delikatnie, ostrożnie; uwaga,
udało się, Róża, słysząc o Panu Mężu, wstaje, przechadza
się, ależ jest piękna, Psychiatra chciałby ją zaprosić
do siebie, mogliby wtedy zamieszkać w sobie nawzajem,
ubolewa nad tym, że poznał ją dopiero jako pacjentkę;
cicho, Róża chce coś powiedzieć:
- Panie doktorze... Czy to jest normalne, kiedy ktoś
ma sen, który się powtarza, ciągle ten sam, chociaż się
go nie chce?... I wszystko w nim jest takie... realne.
- Mhm, to jest możliwe... A jakiż to sen panią prześladuje?
Śni mi się, że mój mąż jest... cholernym sukinsynem.





Str. 120

Zupa znów jest tylko zupą, ale Pan Mąż już jej nie
chce, zjadłby coś konkretnego, może jakieś mięsko dzisiaj,
zagląda do garów, o, są kotleciki, niestety, sojowe,
trudno, zagryzie kabanosem; Pan Mąż nad kotlecikami
wciąż jednak o grzybach rozmyśla, nie dają mu spokoju,
tyle gatunków, łatwo się pomylić, musiałby nauczyć się
rozpoznawania, ale taka nauka się nie kalkuluje, nawet
jeśli grzybobrania bywają przyjemne, jaki ma sens przyjemność,
na którą można sobie pozwolić tylko przez
parę tygodni w roku, tyle trwają jesienne wysypy grzybów,
to już lepiej ryby łowić, oczywiście morskie, przygoda
męska i całorocznie dostępna. Pan Mąż zna się na
rybach, marzy mu się merlin; Pan Mąż jeszcze za życia
kawalerskiego w chwilach wolnych od wszelkich bilansów
zabierał się do Hemingwaya, to dobra, sprawdzona,
męska literatura, mówił Pan Mąż pytany, dlaczego akurat
Hemingway, zasiadał do Hemingwaya po hemingwayowsku,
w starym wełnianym swetrze pamiętającym jeszcze
czasy liceum, przy szklaneczce whisky zaczynał wodzić
wzrokiem po kolejnych stronach, dumając o merlinie,
zasiadanie do Hemingwaya w zupełności mu wystarczało,
było przyjemniejsze od samej lektury, nigdy nie przeczytał
do końca żadnej z jego książek, no, w każdym
razie nie osobiście, może to i lepiej, przy tej podatności
na hemingwayszczyznę mógłby sięgnąć po bardziej niebezpieczne
rekwizyty, Pan Mąż musiał mieć przeczucie,
że dalej niż sweter, whisky i dumanie o merlinach posuwać
się nie powinien, owóż, chadzał czasem na komercyjne
łowisko łapać pstrągi na spinning i obiecywał
sobie, że niedługo wygospodaruje czas na prawdziwie
męską, sródziemnomorską, a może i oceaniczną przygodę;
tymczasem jednak Róża ma problemy ze zdrowiem,
Pan Mąż ma problemy z żoną, choć ta gotuje świetnie,
zna się na grzybach i innych zielskach jak wiedźma,
chadza po skrawku lasu wokół domu i zawsze czegoś
nazbiera, a potem robi z tego kulinarne cuda, może trochę
nazbyt dietetyczne; o tak, Róża jest wiedźmą: wie,
że kawałek lasu wystarczyłby, żeby wykarmić kompanię.
I żeby otruć armię.





Str. 166

- Tak, oczywiście, że wszystko rozumiem, ale...
Róża okłada słuchawkę pięścią, Pan Mąż dziś zastrzegł
sobie prawo do niezwykle późnego powrotu
i rozłączył się, nim zdążyła zaprotestować. Przed Różą
jeszcze jedno wolne popołudnie, fauna domowa przygląda
się jej znużeniu i wzdychając, z powrotem kładzie
łeb na łapach, z panią w takim stanie nie ma szans na
szalony spacer po lesie, pani w takim stanie co najwyżej
podrapie za uchem i zacznie się uskarżać, o, właśnie
zaczęła:
- Znowu nas panek zostawił... I co my teraz zrobimy...
Kochana psina... Ty to masz dobrze...
Róża wie, że nie ma niczego bardziej przygnębiającego
dla człowieka niż przywyknąć do bycia niekochanym,
wziąć to za stan naturalny, oczywisty, za regułę,
potwierdzaną czasem wyjątkami. Bywa, że trzeba wtedy
każdego poranka przekonywać się do sensowności
rzeczy najprostszych, zaraz po przebudzeniu, samotnie
w łóżku o wiele za dużym mówić do siebie jak pielęgniarka
do niedołężnego pacjenta: ,,A teraz wstaniemy,
otworzymy okna, wywietrzymy mieszkanko, umyjemy
się"; Róża się boi, bo z czasem może dojść do tego, że
przestraszona nagłym bezdechem będzie musiała sobie
po kilka razy dziennie przypominać: ,,0j, musimy oddychać,
jeśli przestaniemy oddychać, to już nie pożyjemy,
a przecież chcemy sobie jeszcze trochę pożyć, mimo
wszystko, prawda?" Niekochanym niewiele się przytrafia,
ich nieżywe życia porastają pleśnią, ich dusze się duszą.
Róża bywała uwielbiana, podziwiana, adorowana,
że też, sięgając po miłość, musiała trafić na Pana Męża,
tak niemiłosiernie nieobecnego; teraz ma więcej czasu
niż życia. Nadała imiona wszystkim kwiatom, rozmawia
z nimi codziennie, a mimo to zdychają. Róża nie wie,
co się z nimi dzieje, uparcie podlewa, nie rozumie, po
co ten strajk głodowy, jaki mają interes w więdnięciu
(śmierć zawsze znosi pierwsze jaja w doniczkach, potem
przychodzi czas wylęgu, wiatr otwiera nocą okna,
pękają lustra, kogoś ubywa). Wróży sobie z opadłych
płatków: nie dba, to oczywiste, ale czy kocha? Chce jej
się czytać, ale jej się nie chce. Jest obolała od snów. Jak
się śpi samotnie, ostrze dni samo tnie.
(...)


Wojciech Kuczok, "Senność", wydawnictwo W.A.B, 2008

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.