Wywiad z dzieckiem

Wisława Szymborska
Wywiad z dzieckiem
Mistrz od niedawna jest wśród nas.
Dlatego czai się ze wszystkich kątów.
Zasłania twarz rękami i patrzy przez szparkę.
Staje czołem do ściany, potem odwraca się nagle.
Mistrz odrzuca z niesmakiem absurdalną myśl,
że stół spuszczony z oka musi byś stołem bez przerwy,
że krzesło za plecami tkwi w granicach krzesła
i nawet nie próbuje skorzystać z okazji.
To prawda, trudno świat przyłapać na inności.
Jabłoń wraca pod okno tuż przed okamgnieniem.
Tęczowe wróble zawsze pociemnieją w porę.
Ucho dzbanuszka złowi każdy szmer.
Szafa nocna udaje bierność szafy dziennej.
Szuflada stara się przekonać Mistrza,
że jest w niej tylko to, co do niej wcześniej włożono.
Nawet w książce z bajkami otwartej znienacka
królewna zawsze zdąży usiąść na obrazku.
Czują we mnie przybysza — wzdycha Mistrz —
nie chcą obcego przyjąć do wspólnej zabawy.
Bo żeby wszystko, cokolwiek istnieje,
musiało istnieć tylko w jeden sposób,
w sytuacji okropnej, bo bez wyjścia z siebie,
bez pauzy i odmiany? W pokornym stąd — dotąd?
Mucha w pułapce muchy? Mysz w potrzasku myszy?
Pies nigdy nie spuszczany z utajonego łańcucha?
Ogień, który nie może zdobyć się na nic innego,
jak sparzyć po raz drugi ufny palec Mistrza?
Czy to jest ten właściwy ostateczny świat:
rozsypane bogactwo nie do pozbierania,
bezużyteczny przepych, wzbroniona możliwość?
Nie — krzyczy Mistrz i tupie tyloma nogami
iloma rozporządza — w tak wielkiej rozpaczy,
że mało by tu było i sześciu nóg chrząszcza.
Obraz: Gennady Privedentsev, Klick!!!
Nie jestem statystycznym Polakiem, lubię czytać książki
City
Okładki Nomy Bara w Wallpaper
cieć-łomen

Kiedy pisałem to kolorowe powiadanie, jakieś 15 lat temu – czy tam tylko zerżnąłęm z jakiegoś Hemingwaya czy kogo ja tam wtedy czytałem – to nie przypuszczałem, że opisuję zwyczajny poniedziałek '2012 mojej dalszej sąsiadki oraz wielu pewnie, których istnienie zaledwie podejrzewam. (LC)
- Twarz mam, faktycznie ... - rozbłysła w niej pozytywna myśl, gdy robiąc poranną łazienkę złapała swoje zbliżenie w lustrze - ... inteligentną... - starła z odbicia trzy musze bobki mącące obraz - ... można z nią porozmawiać na każdy temat.
Ta głęboka prawda sprawiła, że poczuła się lepszym człowiekiem.
- Mogłabym mieć elektryczną suknię, ale bym zadała szyku! - odłożyła na szklaną półkę plastikową lokówkę i przeniosła swoje myśli do kuchni, w okolice słoika z wodą po ogórkach. Popiła powoli, smakując i marząc:
- A gdybym tak została gwiazdą...? Przecież to takie proste. Zrzuciłabym jutro z osiemnaście kilo i wszyscy zwariowaliby na moim punkcie. Nikt by już się nie ośmielił wypominać mi pochodzenia w towarzystwie; a bo to takie ważne w końcu, że się jest dzieckiem nałogowej pijaczki i tępego sadysty utrzymującego się z pędzenia bimbru?
Łatwość zostania gwiazdą nie odpowiadała jej chwilowej potrzebie przeżycia czegoś niezwykłego. Zapaliła więc i włączyła radio w nadziei usłyszenia czegoś oryginalnego, co by ją natknęło. Ale radio nic jej nie powiedziało. Nic ciekawego.
- Nie ma żadnych wiadomości - zdenerwowała się - a oni nadają bez przerwy!
Przekręciła gałkę w lewo i natknęła się na głos Johna Lennona brylującego w „Imagine".
- Ten głos ... - sztachnęła się płyciutko, delikatnie i elegancko, automatycznie ulegając magii wielkiego świata. - Dobrze byłoby go skądś znać prywatnie. Gość z lepszego domu: do każdych spodni osobny pasek, ranczo zamiast działki pracowniczej; porozmawiało by się przez komórkowy, o poezji, jakie trendy w Njujorku; fajnie by było przypomnieć sobie taki głos... wcale by mnie to nie zepsuło.
Spojrzała na zegarek, dochodziła dziesiąta. Zamknęła za sobą drzwi i schodząc po schodach zdrapała ze stopni gumy wyplute przez dzieciarnię, uporządkowała klomb przed blokiem, pokręciła się trochę, temu - dzień dobry, temu - jak leci, coś o przymrozkach, coś o ciśnieniu, o biomecie, wydrapała szlam ze studzienki, obejrzała gazety przez szybę w kiosku, ponarzekała na psie gówna, na podwyżki, kryzys, i ... już jedenasta, pora na kawkę u Kaczmarkowej, jak w każdy poniedziałek.
Ludwik Cichy
Foto: Satomi Shirai, Klick!!!
Płomień śmierci

Ośmiu ludzi napisało książkę na Facebooku, którą całkiem serio i poważnie promuje się jako „projekt pionierski. Zaryzykujemy twierdzenie, że jest to również pierwsza na świecie książka pisana w ten sposób."
Dokonaliśmy szybkiego skrótu/przelotu przez to grube dzieło:
Kate była w trakcie przygotowywania sufletu czekoladowego.
– Wyjdę zobaczyć, czy Sebastian nie postanowił rzucić się ze skarpy.
Gosia wyjrzała przez okno. Niebo tego dnia było bezchmurne, na zewnątrz panował trudny do wytrzymania upał. Goście woleli korzystać z uroków tutejszego basenu i salonu SPA.
Sebastian natomiast, na polecenie sir Lockwooda prażył się na słońcu, podlewając trawnik. Gosia widziała, jak korzystając z chwili swobody, zdjął przepoconą koszulkę i zrosił swój tors wodą z węża ogrodowego.
Gdy pierwszy raz zatopił ostrze w jej delikatnym ciele, aż zadrżał z podniecenia.
Zemdlała, pogrążając się w przynoszącej ulgę ciemności.
Kolejnych kilka dni minęło dość spokojnie.
Więcej, Klick!!!