Sprawy bieżące

Orzeczenie TK, wypracowane i wymuszone przez grupę najbardziej radykalnych katolickich konserwatystów, grupę w istocie marginalną, przez swoją opresyjną funkcję miało moim zdaniem służyć przede wszystkim ustanowieniu dominacji symbolicznej: oto grupa właśnie marginalna ustanawia swoje symboliczne władanie nad milczącą większością, przez narzucenie milczącej większości prawa, którego wedle wszystkich badań ta większość nie chce.
Całość tu, Klick!!!
Sprawy bieżące

Nie chcę epatować prywatnymi sprawami, ale czy zarażenie się koronawirusem jest teraz prywatne czy publiczne??
Nie zamierzam też chichrać się z absurdów obsługującego to zakażenie systemu, choć długie wycieńczające rozmowy z rozkojarzonym mężczyzną przedstawiającym się Sanepid Żuromin są jak zagubione dialogi z „Rejsu”. Rozumiem - przeciążenie, dezinformacja, chaos. Właściwie nie wiem, czy to co mi się przydarza jest śmieszne, czy straszne; i takie i takie, ale śmieszność potęguje grozę, nie odwrotnie.
Pierwsza zaraża się moja córka. Otrzymawszy informację o jej pozytywnym teście zamykamy się w domu i czekamy na objęcie izolacją w jej przypadku i kwarantanną w moim.
Po paru dniach dzwoni pan Sanepid Żuromin. Okej. Choć gdybym nie wymusiła na nim przedstawienia się, zamykałby mnie w domu na niemal 3 tygodnie niezbyt rozgarnięty GŁOS MĘSKI, nazywający mnie raz Dorotą, raz Danutą, raz Doradą, raz Małgorzatą. Cała rozmowa - a właściwie - 6 kolejnych rozmów, wszystko to brzmi, jakby Sanepid Żuromin obejmował nas kwarantanną, na kolanach trzymając zaplamiony kawą rozpuszczalną podręcznik „Obejmowanie kwarantanną for rookies” albo „Nie bój się nakładać kwarantann - podręcznik dla baaardzo opornych”.
Siedzimy w domu. Córka trochę lepiej. Jednak opiekowanie się osobą chorą na covid nie sprzyja zdrowiu. W nocy budzą mnie silne dreszcze i ból wszystkiego. Z osoby która wstaje rano ze śmiechem i krzykiem na ustach, zamieniam się w babuleńkę kicającą do kuchni by napić się wody z kranu.
Dzwonię do przychodni, by poprosić o test. Zostaję zapisana na teleporadę. Następnego dnia odbywa się teleporada. Otrzymuję zlecenie pobrania wymazu. Pytam, kiedy mam spodziewać się przyjazdu pracowników.
Słyszę, że muszę sama udać się do punktu pobrań, a ich listę znajdę w internecie.
„Yyyy… ale przecież jestem na kwarantannie i nie mogę wychodzić z domu!”
„A to kwarantanna w takich wypadkach przestaje obowiązywać, jeśli pani musi poddać się badaniu.”
Odkładam słuchawkę. Ponieważ jadę ostro na Therra Flu Total Extra Max potrzebuję chwili, by to objąć myślą.
Poniewczasie na usta cisną mi się pytania. Czy dobrze rozumiem? Czy według państwa polskiego mam zostawić chore dziecko i z gorączką i zakażeniem, kulejąc, kaszląc i kichając - ruszyć do punktu pobrań na test?
Wsiąść do autobusu? taksówki? ubera? Czy iść pieszo?
Spokojnie rozpylając wokół siebie magic potion ze świadomością że mam wcale nie tak małą możliwość kogoś zabić? I że za złamanie kwarantanny grozi mi grzywna 30tyś zł?
Nie dowierzam. Może coś źle zrozumiałam. Czegoś nie wyjaśniłam.
Dzwonię znowu do przychodni (plusik za to że się dodzwaniam!). Panie zużyły już na mnie wszystkie swoje metody na zakończenie nierokującej rozmowy.
Smutne: „Proszę w takim razie może zadzwonić do sanepidu”.
Pojednawcze, ciepłe: „To może dam pani numer na infolinię do NFZ?”
Ostateczne: „To nie moje decyzje, ja tylko przekazuję informacje”.
Wreszcie ktoś spisuje moją skargę i wysyła do placówki. Przychodzi odpowiedź od kierownika medycznego:
„Na badanie pacjentka musi zorganizować transport we własnym zakresie.”
„A co z kwarantanną?”
„Pacjentka musi wnieść do sanepidu o uchylenie kwarantanny.”
„Ale przecież do sanepidu nie da się nawet dodzwonić?”
„Niech pani dzwoni, może się pani doddzwoni. Niektórzy się dodzwaniają.”
NIEKTÓRZY SIĘ DODZWANIAJĄ.
Kurtyna.
Źródło Klick!!!
Zabij to i wyjedź z tego miasta
Rozmowa z Dorotą Masłowską

Kiedy władza inspiruje i wspiera taką ciemnotę, idiotyzm i zabobon, współkreuje tę zbiorową fantasmagorię na temat osób LGBT+ — mieszającą homoseksualizm z pedofilią, a edukację seksualną z nauką masturbacji (cokolwiek to jest), i wszyscy musimy w tym żyć, i być tego świadkami, i właściwie nie mamy jak zareagować, bo nie ma rozsądnej i godnej polemiki z takimi kocopołami — to wszyscy też jesteśmy tym upokorzeni. Wszystkim nam odbiera się godność wpuszczaniem do życia publicznego takich bzdur.
Z pokoleniem urodzonym w końcówce lat 90. albo w latach zerowych, czyli od urodzenia podłączonym do internetu, idzie olbrzymia mentalna zmiana. To ludzie bez rany tożsamościowej, którą jeszcze w naszym pokoleniu niosła odmienność seksualna. Patrzę na to z fascynacją. Okazuje się, że wielu z tych małolatów — w przeciwieństwie do naszego pokolenia — ma już świadomość swojego prawa do bycia sobą, do bycia tym, kim się urodziło. Ma w sobie też wręcz ostentacyjną gotowość do eksperymentowania, szukania siebie i manifestowania tego, kim są. To są ludzie, którym nikt absolutnie nie wmówi, że są zboczeńcami i Bóg ich za to pokarze. Których nikt nie ma mocy obrazić, bo oni po prostu wiedzą, że orientacja seksualna to nie jest coś, co można wyszydzić. Jest w tym coś wspaniałego i dającego nadzieję.
Foto: Michał Borecki
Cały materiał, Klick!!!