Dee Dee, aktualna kobieta Chinaskiego.
Szybki rysunek: Anka Cięciel

"Kobiety", Charles Bukowski
19 rozdział
Wydawnictwo NOIR SUR BLANC, 1996, przełożył Lesław Ludwig
Dee Dee musiała odebrać syna z lotniska. Wracał z Anglii na
wakacje do domu. Miał 17 lat, a jego ojciec był w przeszłości
pianistą, który często dawał recitale - jak mi wyznała Dee Dee.
Polubił jednak amfetaminę i kokę, a później poparzył sobie palce w
jakimś wypadku. Nie mógł już grać. Rozwiedli się przed kilku laty.
Syn miał na imię Renny. Dee Dee wspomniała mu o mnie
w trakcie kilku międzykontynentalnych rozmów telefonicznych,
jakie z nim przeprowadziła. Dojechaliśmy na lotnisko akurat w
chwili, kiedy pasażerowie opuszczali samolot. Dee Dee i Renny
padli sobie w objęcia. Chłopak był wysoki i chudy, bardzo blady.
Nad jednym okiem zwisał mu loczek. Wymieniliśmy uścisk dłoni.
Poszedłem po bagaże, kiedy zaczęli ze sobą rozmawiać. Nazywał
ją ,,mamusią". Kiedy dotarliśmy do samochodu, usiadł na
tylnym siedzeniu i zapytał:
- Mamusiu, kupiłaś mi ten rower?
- Zamówiłam. Odbierzemy go jutro.
- Czy to dobry rower, mamusiu? Chcę mieć taki z dziesięcioma
biegami, hamulcem ręcznym i noskami na pedałach.
- To dobry rower, Renny.
- Jesteś pewna, że będzie na jutro gotowy?
Pojechaliśmy do domu. Zostałem na noc. Renny miał własną
sypialnię.
Rano siedzieliśmy wszyscy w jadalni, czekając na przybycie
pokojówki. W końcu Dee Dee podniosła się, żeby sama przyrządzić
śniadanie. Renny zapytał:
- Mamusiu, jak się rozbija jajko?
Dee Dee spojrzała na mnie. Dobrze wiedziała, co sobie myślę.
Zachowałem milczenie.
- Dobrze, Renny, chodź tutaj, to ci pokazżę.
Renny podszedł do kuchenki. Dee Dee wzięła do ręki jajko.
- Widzisz, tłuczesz skorupkę uderzając jajkiem o brzeg patelni...
o tak... i pozwalasz jajku wypłynąć na patelnię, widzisz, w ten
sposób...
- Aha.
- To proste.
- A jak się je gotuje?
- Smaży się je. Na maśle.
- Mamusiu, nie mogę zjeść tego jajka.
- Dlaczego?
- Bo żółtko się rozlało!
Dee Dee odwróciła się i rzuciła mi spojrzenie mówiące: ,,Hank,
błagam, tylko nic nie mów..."
Kilka dni później znów siedzieliśmy przy stole. Jedliśmy śniadanie,
a pokojówka robiła coś w kuchni. Dee Dee powiedziała do
Renny'ego:
- Masz już teraz swój rower. Chciałabym, żebyś w wolnej
chwili przywiózł ze sklepu karton z 6 butelkami coli. Po powrocie
do domu chcę wypić jedną lub dwie coca-cole.
- Ależ, mamusiu, te butelki są ciężkie! Nie możesz ich sama
kupić?
- Renny, pracuję przez cały dzień i jestem zmęczona. Ty
możesz je kupić.
- Ale, mamusiu, sklep jest na górce. Będę musiał pedałować
pod górę.
- Nie ma tam żadnej górki. O czym ty mówisz?
- No, może nie widać jej tak od razu, gołym okiem, ale to
naprawdę pod górkę...
- Renny, masz kupić colę, rozumiesz?
Renny wstał, poszedł do sypialni i trzasnął drzwiami.
Dee Dee odwróciła wzrok.
- Wystawia mnie na próbę. Chce się przekonać, czy go kocham.
- Ja kupię colę - powiedziałem.
- Już dobrze. Ja to zrobię.
W końcu żadne z nas jej nie kupiło...