Sobota

Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość
możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywach rozwoju małych miasteczek
ale
mam w dupie małe miasteczka
mam w dupie małe miasteczka
mam w dupie małe miasteczka
Ilustracja: Sıedykh galery
Największy obraz świata...
Foto: design-dautore.com, Klick!!!
Największy obraz świata...
...malują kobiety, codziennie, pędzelkami i kredkami do makijażu. I są największą żywą galerią, zupełnie wyjątkową, bo chętnie oglądaną przez facetów. Nawet przez jednokomórkowców, komunikujących się z rzeczywistością jedynie przez komórę; dla nich to zresztą często jedyny kontakt ze sztuką.
(fragment „Anka, cześć” Ludwika Cichego)
Poświęcenie

Fragment wyjęty z "Anka cześć," Ludwika Cichego Klick!!!
Obraz: Vicky Mount Art. Klick !!!
Anka cześć,
zastanawiałaś się kiedyś co to jest poświęcenie?
dobry pan…
„Boże, jeszcze muszę iść z tym biednym psem na spacer. Cały dzień czekał na te swoje piętnaście minut, to cały jego świat, sens istnienia. Nie chce mi się jak cholera, ale pójdę. Chodź, ty moje biedne psisko, dostaniesz swój spacer, nie będę chujem…”
… i dobry pies
„Sama przechadzka da się jeszcze jakoś znieść; nawet jak mi rzuca tego cholernego kija do tej cholernej lodowatej rzeki z niechlorowaną wodą, ale najgorsze jest to udawanie, że mnie to rajcuje, to spacerowanie z tym biednym facetem. Jakby nic nie istniało tylko spacery, jakby se kurwa do kina nie mógł pójść, na gadu-gadu albo jakie inne pierdo włączyć.”
Okno (opowiadanie, premiera)
Foto: Erik Johansson
Któregoś dnia, gdzieś między zimą a wiosną, wiatr nadął się i wydmuchał mi szybę z okna sypialni. Obudziłem się kompletnie zziębnięty. Wyjrzałem przez okno, którego nie było, ale nie dostrzegłem szyby; musiała pognać z wiatrem do innej dzielnicy, możliwe że teraz ktoś inny spogląda przez nią na świat.
Po śniadaniu zauważyłem, że z oknem w sypialni było jednak bardziej przyjemnie niż bez, więc postanowiłem kupić nowe okno. Na pętli autobusowej za rondem wsiadłem do czwórki, która dowiozła mnie do wielkiego sklepu „Wszystko dla domu”, ale okien nie mieli; były automatyczne odkurzacze - roboty oraz wszystkie inne rzeczy potrzebne dla domu, ale okien nie mieli. Kupiłem papierosy, piwo i wyszedłem z wielkiego sklepu.
Ta sama czwórka, ale jadąca w druga stronę, dowiozła mnie do secondhandu pod miastem.
- Macie okna? - zapytałem obsługę przeglądającą gazetę.
- O, tak! - obsługa ożywiła się, odłożyła gazetę i pokazała palcem w głąb magazynu, gdzie pomiędzy wielką używaną palmą a różowym fortepianem stało okno. - To jest okno z domu z widokiem na morze.
- O! - ucieszyłem się, bo lubię morze.
To było ładne okno, więc od razu mi się spodobało. Miało drewnianą ramę z pozłacaną klamką, zawiasy i szybę, która była duża i cała. Zapytałem o cenę – nie przekraczała moich możliwości płatniczych.
- Mamy też ładną ścianę do tego okna – poinformowała z nadzieją obsługa, ale nie byłem zainteresowany, bo miałem już swoją ścianę i uznałem, że druga, to byłaby jednak przesada.
- Szkoda – zafrasowała się obsługa. - Gdyby wziął pan też ścianę, to dorzuciłabym panu różowy fortepian za pół ceny. To naprawdę duża oszczędność – kusiła, jednak dalej pozostałem niezainteresowany. Kupiłem tylko okno.
Zapłaciłem, i zapakowano mi okno tak, że mogłem bez problemów powrócić autobusem do domu, nie zwracając zbytnio na siebie uwagi; wyglądałem po prostu jak zwykły człowiek powracający z zakupów Picassa w muzeum narodowym.
Zainstalowałem nowe okno w sypialni.
Przemwam jeszcze sprayem Mr Muscle, wysuszam ścierką, przecieram gazetą lokalną, spoglądam przez szybę i... faktycznie, widzę morze.
Ale co to?! Przecież to nie jest nasze morze! Tylko jakiś tropikalny krajobraz plażowy, na którym rozgrywają się dziwaczne fabuły. Już mam dzwonić z reklamacją, gdy nagle ktoś macha do mnie z plaży, jakieś znaki daje w języku tetralnym?... filmowym?... Nie, no przecież to jest Johnny Depp! Przecieram oczy, otwieram, a tu wciąż Johnny Depp. Są jeszcze inni, długowłosi aktorzy przybrudzeni błotem, odgrywający rolę trupów machających szablami. Dociera do mnie, że dom z widokiem na morze, z którego pochodzi moje nowe okno, stał na plaży, gdzie kręcono zdjęcia do Piratów z Karaibów.
Johnny Depp podchodzi, stuka w szybę, więc otwieram. Pyta, czy mi nie będzie przeszkadzało, że trochę pokręcą pod moim oknem sceny batalistyczne. Odpowiadam, że nie, bo akurat wychodzę z psem na spacer. Johnny sprawia wrażenie człowieka, któremu kamień spadł z serca, a ja wychodzę na spacer z psem.
Pies obwąchyje moje ślady. Nad jednym zatrzymuje się dłużej, ogląda go i z zadowoleniem merda ogonem. Widać, że ten ślad mu się podoba. Faktycznie, to jest bardzo ładny ślad.
Potem pies obwąchuje zachłannie słupek latarni, a ja mówię do niego ironicznie:
- Fajne siuśki, co?!
A on spogląda na mnie z miną pod tytułem: - Nic o tym nie wiesz, zwyczajnie nie znasz się na tym, więc nie pierdol i poczekaj minutkę, daj trochę pożyć.
Daję trochę pożyć.
Wracamy, patrzę w okno i widzę, że wciąż kręcą Piratów z Karaibów. Kiwam na Johnnego Deppa, a on natychmiast rzuca wszystko i podbiega do okna, które uchylam. Cała ekipa filmowa zamiera w oczekiwaniu na wynik naszej rozmowy.
- Już wróciłem ze spaceru z psem – informuję Johnnego.
- Ach tak – Depp wygląda na stropionego.
- I co teraz?!...
- Trochę się jeszcze musimy pokręcić pod pana oknem – mówi tonem winnego – Ale będziemy się zachowywać cicho, w ogóle nie będziemy krzyczeć; okrzyki bitewne i śmiertelne jęki dorobimy sobie na montażu – próbuje łagodzić konfliktową sytuację.
- No, nie wiem... - powątpiewam.
- To może być ciekawe dla pana – ożywia się Jonny Depp. - Nawet bardzo ciekawe, bo teraz kręcimy sceny, które zostaną wycięte i nie wejdą do filmu; te, co wejdą już dawno skończyliśmy, więc nikt nigdy nie zobaczy tego, co tu kręcimy, tylko pan, jeden jedyny na świecie.
- No dobra, niech będzie, popatrzę trochę na te głupoty – rozładowuję atmosferę, a Johnny obraca się i pokazuje ekipie uniesieony triumfalnie w górę kciuk. Ekipa wiwatuje radośnie i podejmuje przerwane na chwilę kręcenie. - Ale!... - zawieszam teatralnie głos i Johnny patrzy na mnie z niepokojem graniczącym ze strachem – Do wieczora chcę tu już mieć spokój – stawiam warunek.
- Spoko! - Depp odzyskuje pewność siebie – Uwiniemy się do obiadu.
Trochę gapię się przez okno na to, co się za nim dzieje, a potem idę do drugiego pokoju, siadam wygodnie na fotelu i włączam pilotem telewizor, bo zaraz będzie ulubiony serial mojego psa. Pies już leży na dywanie u moich stóp. Odcinek nie jest dzisiaj ciekawy i zasypiam. Kiedy otwieram oczy, jest już wieczór, w telewizorze trwa orędzie prezydenta, a pies chrapie. Wyłączam więc telewizor i wychodzę z psem na spacer. Gdy wracamy, jest ciemna noc. Nie chce mi się jeść kolacji, bo nie jestem głodny; zjem ją jutro na śniadanie. Zasłaniam okno w sypialni i idę spać; rano zobaczę, czy Johnny Depp dotrzymał słowa. Zresztą teraz jest ciemno i nic nie widać, a nie chce mi się oglądać niczego.
Foto: Erik Johansson Klick!!!
Marilyn Monroe i Vincent van Gogh

Cel istnienia księżyca
Vincent van Gogh obciął sobie ucho i posłał je Marilyn Monroe.
Marilyn Monroe tak się wzruszyła, że zrezygnowała z
kariery, z basenu, z kręcenia pupką, z telefonu, z samobójstwa
- słowem, ze wszystkiego - i wyjechała na południe Francji do
Vincenta van Gogha.
Czy żyli długo i szczęśliwie? Tego nie wiadomo. Ale na
pewno udawali, że żyją szczęśliwie. Ponieważ zaś wszystko,
co udajemy, staje się rzeczywistością, fałszywe szczęście w
niczym nie ustępuje prawdziwemu...
Cały tekst Klick !!!
Na cmentarzu
Pijaczek zakręcił się przypadkiem na cmentarzu. Zauważył grabarza, zajętego swoją pracą i postanowił go dla żartu przestraszyć. Podszedł do niego od tylu i wrzasnął: "BUUUUAAA" Grabarz ani drgnął, nawet się nie odwrócił i kontynuował swoją pracę. Pijaczek zniesmaczony nieudanym żartem odszedł.
Kiedy wychodził poza teren cmentarza, nagle dostał łopatą w łeb i padł na ziemię nieprzytomny.
Pochylił się nad nim grabarz i grożąc palcem powiedział:
"Straszymy, biegamy, skaczemy, bawimy się... ale za bramę nie wychodzimyyyy!"
Klick!!!
Tresowanie dziewczynek

#METOO
Małe dziewczynki żyją najnudniejszym życiem na świecie. „Bądź uprzejma" to ich refren, a one są uprzejme, więc gdy bardzo nie mają na coś ochoty, bardzo bardzo uprzejmie to robią. I tak codziennie. Przez 81 lat.
Więc czasem nie chce się jeść małym dziewczynkom, bo nawet małe dziewczynki mają chęci i niechęci, i nawet małe dziewczynki mają niezaspokojone i zaspokojone potrzeby, ale babcia nalega: „zrobiłam specjalnie dla ciebie, nie rób mi przykrości", a mama obok: „babcia zrobiła specjalnie dla ciebie, nie rób babci przykrości", więc małe dziewczynki wpychają w siebie jak najwięcej.
Bo córeczka nie jest od robienia smutku, córeczka jest od niwelowania smutku.
Po babciach przychodzą rozmaite ciocie i wujkowie, całują prosto w usta, małe dziewczynki czują papierosy, alkohol i mięso, więc małe dziewczynki ze wstrętem obcierają usta ręką, a wtedy rozmaite ciocie i wujkowie się smucą, a wtedy mama obok karci małą dziewczynkę i mówi, że jest złą małą dziewczynką, że zobacz, jak przez ciebie ciociom i wujkom smutno, że trzeba być uprzejmym, nie wolno myśleć tylko o sobie, chyba że jest się małym chłopczykiem. Więc następnym razem, gdy przychodzą rozmaite ciocie i wujkowie i całują prosto w usta, małe dziewczynki czują papierosy, alkohol i mięso, ale małe dziewczynki nie obcierają ze wstrętem ust ręką, małe dziewczynki uśmiechają się, potem małe dziewczynki idą uprzejmie do małej ubikacyjki i myją usta przez kolejne 15 minut lub się powstrzymują, i tak im już zostaje.
Swoje małe problemy rozwiązuj na boku, po co zadręczać nimi innych, oni mają własne, dorosłe.
I małe dziewczynki idą do Komunii świętej i grzecznie klękają, i przymykają oczy, i wysuwają języki, i podchodzi do nich wielki pan, i staje nad nimi, i wkłada im coś do ust, ciało ponoć, i idzie do kolejnej, bo to taka fabryka grzecznych dziewczynek grzecznie przyjmujących w siebie obce ciało, a one połykają, bez gryzienia, broń boże, choć wolałyby zobaczyć najpierw, co ksiądz im wkłada do ust. Ale gdy wyciągają opłatek z ust i patrzą, siostra zakonna krzyczy, a wszyscy potępiająco się na nie gapią. Gdy robi to Piotrek z klasy, siostra zakonna się śmieje i grozi palcem, bo Piotrek to nie mała dziewczynka, tylko mały rozrabiaka i ma prawo wiedzieć, co ma w ustach.
Więc małe dziewczynki to grzeczne dziewczynki, bo w białej sukni, z przymkniętymi oczyma i gotowością do pokornego przyjęcia w siebie obcego ciała wszyscy je kochają i szanują, i dają lalki, lajki i komputery, a gdy małe dziewczynki lubią wiedzieć, co im się wkłada do ust, wszyscy na nie krzyczą i ich nie szanują. I dają „wrr".
I gdy mała dziewczynka pyta, dlaczego ta pani jest taka gruba, mama karci dziewczynkę i mówi, że jest nieuprzejma; mała dziewczynka nie rozumie ani dlaczego ta pani jest taka gruba, ani dlaczego to może być dla tej pani nieprzyjemne, ale nie robi tego, bo uprzejmość. Potem, gdy gruby pan dotyka małą dziewczynkę, mała dziewczynka nie pyta ani dlaczego ten pan jest taki gruby, ani dlaczego ją dotyka, ani dlaczego nie może o to pytać, bo u-przej-mość.
Potem mała dziewczynka robi wszystko, by nie być grubą, by wujek nie mówił: „ale grubaska z tej małej dziewczynki", tylko „ale z tej małej dziewczynki wyrosła piękna młoda kobietka", koniecznie z komentarzem na temat jej rosnących cycków. I odchudza się, by małe dziewczynki nie musiały powstrzymywać się od pytań na temat jej ciała, a mali i duzi chłopcy nie musieli nie powstrzymywać się od uwag na temat jej ciała, wyrażanych koniecznie głośno, by wszyscy usłyszeli, że jest gruba i to jej wina, i ma się tego wstydzić, a oni mogą komentować jej ciało, kiedy tylko chcą, bo to ich prawo i wolność słowa w ogóle, a poza tym trochę dystansu.
Trudno o dystans, gdy chodzi o własne ciało, do którego dystans tak bardzo zmniejszają mężczyźni komentarzami i zachowaniami, ale trudno to żadna wymówka. Życie jest trudne, mała dziewczynka musi się z tym pogodzić.
Wymiotuje więc mała dziewczynka wszystkie obiadki i opłatki, by zachować figurę i dystans.
I gdy na uczelni czeka w kolejce na egzamin, koledzy doradzają, żeby rozpięła dwa pierwsze guziki koszulki, a profesor z pewnością to doceni. Zawsze docenia. I w ogóle co ona taka spięta i dopięta, ma czym oddychać, niech nie represjonuje swojej seksualności i korzysta z życia. Polecają i klepią ją po ramieniu bądź kolanie.
I gdy ma ochotę na seks, udaje, że jednak nie, bo nie może być łatwa. Musi być trudna, więc oddaje się grze, w której opiera się i ucieka, by chłopiec zdobył wartościowy kąsek, a nie jakąś szmatę. By czuł, że robi coś wbrew niej, że ona bardzo nie chce, a jemu mimo to się udaje, bo tylko to jara chłopców i w ogóle zawsze się trochę gwałci.
A gdy się udaje i jest już czyjąś narzeczoną, wie, że seks należy się narzeczonemu, choć sama często wolałaby nie. Nie mówi, że wolałaby nie, bo narzeczonemu zrobiłoby się smutno i że co, przestała już go kochać? Na pewno dlatego. Na pewno nie dlatego, że nie zawsze ma ochotę na seks. Więc mają seks, gdy tylko on chce, na przykład gdy jest pijana i nic nie pamięta, bo w ogóle zawsze się trochę gwałci.
I gdy on kupi dla niej kawę, której ona nienawidzi, nie mówi, że jej nienawidzi, on ją kupił specjalnie dla niej i z wielkiej miłości, więc pije tę kawę, i przez kolejne lata codziennie piją tę kawę, on już nie kupuje kawy, ale ona tak, bo codzienne sprawunki to jej sprawa, i robi tę kawę, czasem udaje, że wypiła wcześniej, bo szczerze jej nienawidzi, lecz on tego nie lubi, bo wspólna kawa to miłość, a wypicie kawy przed wspólną kawą to chamstwo i nieuprzejmość.
I gdy narzeczony zaprasza całą rodzinę do siebie na święta, ona gotuje wszystko dla jego rodziny, a on jej pomaga przygotować stół. I na uroczystej wieczerzy, gdy mała dziewczynka z rodziny narzeczonego nie chce jeść, ona mówi: „zrobiłam specjalnie dla ciebie, nie rób mi przykrości", i mama małej dziewczynki obok: „ciocia zrobiła specjalnie dla ciebie, nie rób cioci przykrości", i mała dziewczynka wpycha w siebie jak najwięcej, a ona jej trochę zazdrości, bo też chciałaby móc się nie katować dietą i jeść wszystko, co ugotowała dla rodziny narzeczonego.
I gdy mała dziewczynka z rodziny narzeczonego wmusza w siebie jedzenie, a ona patrzy w pusty talerz i popija kawą, wujek narzeczonego wesoło rzuca komplement na temat jej niewymownie kształtnego dekoltu, który zalotnie się odsłania, gdy nachyla się nad pustym talerzem i kubkiem kawy. A gdy ona oponuje, gdy mówi, że wolałaby nie, następuje niezręczna cisza (wujkowi jest smutno). Ale zaraz potem cała kolacja zmienia się w bekę z feminizmu (by wujkowi nie było smutno). Po kolacji narzeczony strofuje ją, że po co w ogóle zaczynała, i ona też żałuje, że zaczynała. Chociaż nie zaczynała. I tylko wyrzuca sobie, że nie dopięła koszulki na ostatni guzik.
I gdy przychodzi na rozmowę o pracy, jedno z pytań podczas rekrutacji dotyczy jej związku. I gdy mówi, że narzeczony, elegancki pan ostentacyjnie wyraża żal, że zajęta, inni cmokają z niezadowoleniem i stwierdzają, nie pytając jej o zdanie w tej kwestii, że pewnie niedługo ślub i dziecko. Albo – chichoczą – w odwrotnej kolejności. Może już? Patrzą na jej brzuch. I że dziękują za rozmowę, oddzwonią.
I gdy nie oddzwaniają z kolejnych miejsc, a zamiast etatu otrzymuje propozycje śmieciówek, narzeczony pociesza ją, że nie musi mieć przecież aspiracji zawodowych, może nie jest akurat do tego stworzona, może brak jej talentu i kompetencji, przecież te pięć lat wyższych studiów z wyróżnieniem to już samo w sobie ekscytująca przygoda, może nie umie dobrze się zaprezentować, ale on ją i tak kocha.
I co tydzień z narzeczonym jeździ na obiad do dziadka i babci, babcia dumna, że wnuczka ma przystojnego absztyfikanta, tylko co on tak mało je, chyba nie jest mężczyzną. Uśmiecha się do babci, uśmiecha się do niego, „zjedz jeszcze" – mówi, „nie będę jadł, kiedy już jestem najedzony" – odpowiada, „nie rób przykrości babci" – mówi, „nie robię" – odpowiada, a ty nie wiesz, jak mu wytłumaczyć, że robi, bo jak to powiedzieć, żeby mu nie sprawić przykrości, jak to powiedzieć, kiedy to nie on zmuszał się do jedzenia, niejedzenia, gotowania, sprzątania, pocałunków, braku pocałunków, mówienia i milczenia. Więc wstajesz i rzygasz wszystkimi obiadkami, pocałunkami i seksami, wstajesz i rzygasz brakiem obiadków, pocałunków i seksu, wstajesz i wyrzygujesz z siebie wszystko i to jest dopiero gender. Tak się nas rozpoznaje, hejka: małe dziewczynki, szmaty, narzeczone, siostry zakonne, niejadki, grubaski, katoliczki, feministki, pracownice, bezrobotne, matki, ciocie i babcie. W tej wielkiej codziennej nudzie, w kiblu i wśród nudności.
I gdy wy będziecie się kłócić, wracając do domu, babcia będzie sprzątała po twoich rzygach.
Rzygam kulturą gwałtu.
Źródło, Klick!!!
Rozmowy chłopów
wyjęte z „Indyka”
sztuki Sławomira Mrożka z 1960 roku
Foto od HEYKELTRAŞ Coşkun ÖZER Klick!!!
Pierwsza rozmowa chłopów
CHŁOP I Łońskiego roku, przed samą wiliją, krowa coś
mówiła do Marcina.
CHŁOP II Opowiedzcie no, kumie.
CHŁOP I Ano, poszedł Marcin do obory, a krowa powiedziała
do niego wedle żłoba: ,,Nie jest dobrze, Marcinie".
CHŁOP III Co nie jest dobrze?
CHŁOP I Także samo i Marcin ją zapytał: ,,Co nie jest
dobrze, krowo?" A krowa na to: ,,A tak, w ogóle to nie
jest dobrze" — i tylko siano jadła. Marcin jeszcze trochę
poczekał, bo myślał, że może co więcej powie. Stoi,
a ona nie, tylko siano je. Postał godzinę, postał i dwie,
aż go nogi zabolały, i wyszedł.
CHŁOP II Krowy, to jeszcze nie. Barany, te jak coś powiedzą!
CHŁOP III Musi była wiedząca.
(pauza)
CHŁOP II Może by zasiać co...
CHŁOP I Jjiii tam...
CHŁOP III E, mówicie...
(Chłopi podnoszą, potem stawiają dzbany i milkną)
Klick !!! ciąg dalszy
Zapowiada nową książkę

Szanowni. Kupiliście już 100 000 egzemplarzy "Króla". Słownie: sto tysięcy. Nadawanie magicznego znaczenia umownie okrągłym liczbom to metoda porządkowania chaosu, którym jest rzeczywistość i kiedyś dawno tak to sobie właśnie uporządkowałem, wyznaczając w tym miejscu linię, po przekroczeniu której będę mógł sobie pogratulować. Wtedy, wiele lat temu, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Więc teraz sobie samemu bezwstydnie gratuluję, wieczorem uczczę to jakąś przyjemną butelką, Wam zaś dziękuję. Miło mi, że macie ochotę przeżywać coś razem ze mną.
Cieszą mnie nieodmiennie nominacje i nagrody, cieszą mnie liczne przekłady, cieszą adaptacje sceniczne, telewizyjne i filmowe (nawet te, których nie udaje się zrealizować), ale jednak najbardziej cieszy mnie to, że moje powieści są czytane. Kwestie materialne są oczywiście ważne i przyjemne, ale świadomość słyszalności głosu, który los dał mi do dyspozycji, jest ważniejsza. I być może nawet bardziej satysfakcjonująca.
Dziękuję więc raz jeszcze. I wracam do pisania.
Tymczasem, za miesiąc, 11 października: zebrane zewsząd najważniejsze opowiadania już publikowane oraz obszerna, premierowa i tytułowa: "Ballada o pewnej panience".
Wyda oczywiście Wydawnictwo Literackie
Źródło, Klick!!!
Coś do poczytania
11 września 2017
Czerwone trzewiczki
(...) Na niczym się nie znam, nic nie potrafię, nie czytałem Murakamiego i nie prowadzę auta. Próbowałem grać w piłkę, aż wyśmiało mnie moje własne dziesięcioletnie dziecię. Poległem przy próbie ogolenia sobie brwi i omal nie połamałem sobie rąk podczas zmiany pościeli. Skarpetki pękają mi na stopach. Lecz mam czerwone buty stworzone dla tych stóp.
Ilość zmartwień i kłopotów, które ściągnąłem na swoją siwą głowę, doprawdy trudno zliczyć, zresztą o większości z tych spraw nawet nie godzi się pisać. Powiem więc tylko, że maszeruję pod krzyżem przeprowadzki i wielkiego remontu, premiery powieści, której oddałem dwa lata, oraz programu telewizyjnego, który wciąż robię wbrew znakom na niebie i ziemi. Wlokę się tak, przez ciernie i pył, przygięty przez to co powyższe. I dobrze, bo wciąż patrzę na swoje nowe buty, na czerwone buty przyprószone gruzem, na którym perli się pot.
Nie wiem, co przyniosą najbliższe miesiące i lata. Za miesiąc kończę czterdziestkę, co w najlepszym razie oznacza, że połowa życia już za mną. Więcej nie będzie. Zapewne nie będzie lepiej. Powieść może okazać się klęską, posypie się zdrowie, zrobię coś strasznego i bliscy odwrócą się ode mnie. Zostanie tylko stary przyjaciel, lęk. Będę gruby. Będę bezzębny. Będę martwy.
Ale mam przecież czerwone buty i idę, ach idę, idę w nich sobie do knajpy.
Całość, Klick!!!
Ilustracja: Sıedykh galery