19 marca 2024, wtorek
Redakcja komentarzy: 0

Miał być piękny dzień dzisiaj... i był piękny dzień

Janek Koza komentarzy: 0

Na dziś

Umberto Eco komentarzy: 0

Jak nie rozmawiać o piłce nożnej


Nie czuję niechęci do piłki nożnej. Czuję niechęć do ludzi zakochanych w piłce.


Umberto Eco
„Zapiski na pudełku od zapałek", przekład Adam Szymanowski
HISTORIA I SZTUKA Poznań 1993


rysunek: Tomasz Bohajedyn





Nie mam nic przeciwko piłce nożnej. Na stadiony nie chodzę z tego samego powodu, z jakiego nie ważyłbym się spać nocą na mediolańskim Dworcu Centralnym (albo przechadzać się w Nowym Jorku po Central Parku, kiedy wybije szósta po południu), ale jeśli jest okazja, z przyjemnością i zainteresowaniem patrzę na dobry mecz w telewizji, gdyż znam i doceniam wszystkie walory tej szlachetnej gry. Nie czuję niechęci do piłki nożnej. Czuję niechęć do ludzi zakochanych w piłce.

Chciałbym jednak być dobrze zrozumiany. Dla kibiców mam takie same uczucia, jakie Liga Lombardzka żywi do osób spoza wspólnoty: „Nie jestem rasistą, dopóki siedzą u siebie”. A przez to „u siebie” rozumiem miejsca, gdzie lubią się spotykać w ciągu tygodnia (bar, rodzina, klub), oraz stadiony, nie interesuje mnie bowiem, co się tam dzieje, i cieszę się, kiedy przyjeżdżają kibice z Liverpoolu, gdyż później mam zapewnioną rozrywkę przy lekturze prasy, i skoro mają już circenses, niechaj przynajmniej leje się krew.

Nie lubię kibica, bo ma dziwny rys charakteru: nie rozumie, dlaczego ty nie jesteś kibicem, i stara się rozmawiać z tobą tak, jakbyś nim był. Żeby uniknąć nieporozumień, pozwolę sobie przytoczyć przykład. Gram na flecie prostym (coraz gorzej, jak twierdzi w publicznie złożonej deklaracji Luciano Berio, lecz fakt, że tak uważnie śledzą mój rozwój Wielcy Mistrzowie, daje mi niemałą satysfakcję). Załóżmy teraz, że jadę pociągiem i pragnąc nawiązać rozmowę z siedzącym naprzeciwko podróżnym, pytam:
— Czy słuchał pan ostatniego kompaktu Fransa Bruggena?
— Co, czego?
— Mam na myśli Pavane Lachryme. Moim zdaniem zanadto zwalnia na początku.
— Przepraszam, ale nie rozumiem.
— Przecież mówię Van Eyck, tak czy nie? (Oddzielając sylaby) Blockflóte.
— Proszę pana, ja... Czy to na smyczki?
— Ach, rozumiem, pan nie...
— Nie.
— To ciekawe. Czy wie pan, że jeśli chce się mieć ręcznie wykonanego coolsmę, trzeba czekać trzy lata? Lepiej już sprawić sobie moecka z hebanu. Jest najlepszy, w każdym razie spośród tych, które dostępne są w handlu. Tak twierdzi Gazzelloni. Czy potrafi pan dojść do piątej wariacji z Derdre Doen Daphne D'Overl?
— Ja naprawdę jadę do Parmy...
— Aha, rozumiem, gra pan w tonacji f, nie zaś c. Daje większą satysfakcję. Czy wie pan, że odkryłem sonatę Loeilleta, która...
— Leje co?
— Ale chcę zobaczyć, jak pójdzie z fantazjami Telemanna. Pan czasem próbuje? Nie stosuje pan czasem palcowania niemieckiego?
— Wie pan, Niemcy, BMW to świetny samochód, mam dla nich dużo szacunku, ale...
— Jasne. Stosuje pan więc palcowanie barokowe. Słusznie. Proszę tylko pomyśleć, ci z Saint Martin in the Fields...
Nie jestem pewny, czy wytłumaczyłem, o co mi chodzi. Ale jeśli mój nieszczęśliwy towarzysz podróży rzuci się na hamulec, z pewnością go, czytelniku, nie potępisz. Dokładnie tak samo jest z kibicem. Sytuacja staje się szczególnie trudna w przypadku rozmowy z taksówkarzem.
— Widział pan Viallego?
— Nie, musiał przyjść, kiedy akurat wyszedłem.
— Obejrzy pan wieczorem mecz?
— Nie, muszę zająć się księgą Zet Metafizyki, wie pan, chodzi o Stagirytę.
— Dobrze, niech pan zobaczy, a potem sam powie. Dla mnie Van Basten mógłby zostać Maradoną lat dziewięćdziesiątych, a jak pan myśli? Ale ja nie spuszczałbym z oka Hagiego.

I tak się toczy rozmowa — jakby gadać do ściany. I nie w tym rzecz, że jego nie obchodzi, czy mnie obchodzi. Rzecz w tym, że on nie jest w stanie pojąć, że kogoś może to nie obchodzić. Nie pojąłby tego, nawet gdybym miał troje oczu i parę czułków na zielonych łuskach potylicy. Nie uświadamia sobie odmienności, różnorodności i nieporównywalności możliwych światów. Podałem przykład taksówkarza, ale w przypadku rozmówcy z klas panujących sprawa przedstawia się dokładnie tak samo. To jak choroba wrzodowa, atakuje biednych i bogatych. Rzeczą osobliwą jest jednak to, że istoty tak niezłomnie przekonane o równości wszystkich ludzi gotowe są rozbijać głowy kibicom, którzy przyjechali z sąsiedniej prowincji. Ten ekumeniczny szowinizm wydziera z mojej piersi okrzyk podziwu. To tak, jakby ci z Ligi powiedzieli: „Niech Afrykanie przyjeżdżają do nas. Potem damy im wycisk”.


Redakcja komentarzy: 0

Zatrzymaliśmy Anglię!!!

Miron Białoszewski komentarzy: 0

Na dziś

Redakcja komentarzy: 0

Czy potrzebujemy więcej Polaków?




Fragmenty wyjęte z felietonu Jasia Kapeli (Krytyka Polityczna)




Trzeba nam więcej dzieci. Skąd je wziąć, nie ma za bardzo pomysłu. Oczywiście można je płodzić, ale za bardzo nikt się do tego nie pali.



... niedoceniana jest idea sprowadzania dzieci z zagranicy.

 

... poza dziećmi, które mogłyby do nas przyjeżdżać, jest też sporo dzieci i młodzieży, która obiera przeciwny kierunek. Już dwa miliony Polaków powiedziały ojczyźnie: pa, pa.


... chodzi o zatrzymanie głównie tych najzdolniejszych. Teza była chyba taka, że to oni najchętniej wyjeżdżają, bo nie mogą tu realizować swoich ambicji. W sumie mogę się z tym nawet zgodzić. Mimo wielu zdolnych ludzi w Polsce, jeśli się rozejrzymy, zauważamy, że nie ma ich znowuż aż tak bardzo dużo. Więc niewykluczone, że są właśnie za granicą.

 

Nie padły konkretne pomysły, jak to zrobić, żeby już nie wyjeżdżali. Być może jakimś pomysłem jest pójście drogą ustawy aborcyjnej i kilku innych. Znaczy po prostu zakazać. Przynajmniej tym najzdolniejszym. Odebrać paszporty (i dowody, w końcu jesteśmy w Schengen) wszystkim z ilorazem inteligencji powyżej 111 IQ. Choć nie wiem, czy akurat IQ jest tu najlepszą miarą. Chyba jednak ważniejsza jest inteligencje emocjonalna. Zapewne też można ją jakoś badać, tak żeby było wiadomo, kto może wyjechać, a kto powinien zostać. Oczywiście pewnie należałoby pozwolić na czasowe wyjazdy na urlopy czy stypendia. W końcu obcowanie z innymi kulturami rozwija. Ale może lepiej byłoby te inne kultury sprowadzać do nas? Jak taki zdolny raz wyjedzie, to może już nie chcieć wrócić. Do przemyślenia.


Można oczywiście też próbować stworzyć ambitnym takie warunki, żeby po prostu chcieli tu mieszkać. A to już jednak trudniejsze. Zresztą w świetle expose premiera nie wygląda na to, żeby ktoś o tym poważnie myślał. W końcu ilu ludzi ambicją może być budowanie autostrad? Tym bardziej, że wszystko wskazuje, że jak już się jakąś zbuduje, to czeka nas potem bankructwo? Nie znam też zbyt wielu młodych, zdolnych, którzy marzą o budowaniu bloków energetycznych. Ale być może po prostu obracam się w złym towarzystwie, a chłopaki na AGH sikają w majtki na samą myśl o nowym bloczku energetycznym. Kto ich tam wie. Gaz łupkowy to też raczej zysk i ambicja międzynarodowych korporacji, niż naszych absolwentów wyższych uczelni. Choć pewnie dla kilku znajdzie się miejsce w działach PR. Ale również nie sądzę, żeby akurat sławienie zalet gazu łupkowego im się marzyło.


Zresztą większość inwestycji, o których mówił Tusk, to raczej miejsca pracy dla kopiących rowy, a nie pracowników umysłowych. No, ale Tuska u Ekonomistów nie było, więc może nie wie, że trzeba coś zrobić, żeby młodzi zdolni z Polski nie wyjeżdżali.


Trochę sobie żartuję, ale przecież sprawa jest poważna. Ktoś w końcu musi pracować na nasze emerytury, kiedy my już nie będziemy mogli sami na siebie zarabiać. A jednak myśl, że miałoby być na świecie jeszcze więcej Polaków, jakoś nie napawa mnie optymizmem. Już i tak jest nas dużo. Mam jednak dla rządu małą podpowiedź. Dwuletni płatny urlop wychowawczy jak za PRL-u, a dzietność nam skoczy jak ta lala. Po co nam autostrady, jak nie będzie miał kto po nich jeździć? No chyba że chodzi o tranzyt między Azją a krajami o przyjaźniejszym klimacie społecznym.



Jaś Kapela, cały felieton,
Klick!!!

Foto, Klick!!!

Marius van Dokkum komentarzy: 0

A to tygrysy lubią najbardziej!

Laid Back komentarzy: 0

Ludzie skaczą i fruwają

Redakcja komentarzy: 0

3 łyki czerwonego z Danem Aldersonem