19 marca 2024, wtorek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Łaskotacz

Epizod w Karsznicach







Karsznice, stolica wielkopolskiej krainy.

rysunek: Anna Cięciel


 

Epizod w Karsznicach

 

(...)
Zielona dziewczyna wysiadła z różowego czołgu.


Siedzieliśmy w barze sącząc i zakanszając bądź nie. Było już mocno po południu i trochę już pozakanszaliśmy, więc to, że po drugiej stronie wielkiej szyby zajechał różowy czołg nie zdziwiło nas specjalnie. Ale byliśmy jeszcze w stanie to docenić. Jedni mniej inni więcej, ale jednak. Dopiero kiedy dziewczyna weszła przez drzwi i przechodząc obok nas nie spuściła wzroku, tylko wzrok napotkał wzrok i żaden się nie cofnął, dotarło do nas, że musi być nietutejsza, więc przegapić ją, to byłaby ujma na honorze. W dodatku miała zieloną skórę, po całości. Nie, że bladozielona, czy karnacja chorowita – zielona po całości! Jak limonka. Naprawdę niezła sztuka. W sekundzie wzbudziła mężczyznę w każdym z tutejszych wirtuozów sztuki codziennego zakanszania, raczących się bzdurami.


- O, ja! – wyrwała się komuś pochlebna recenzja.


- Kurwa jego mać!... – przelicytował szczerze któryś.


- Są jeszcze cuda na tym świecie, a nie tylko wciąż ten sam syf od pierwszego do pierwszego… jest wciąż kawał do poznania, warto żyć, kurde… Niech ktoś teraz powie że nie!…


Nikt nic już nie powiedział, bo dziewczyna podeszła do baru i zabrała głos do barmana:


- Macie ciasto wieprzowe?


- A co to, kurde jest? – odpowiedział gruby wieloryb za barem i wybuchnął śmiechem. I wszyscy nagle zaryczeli. Ale jakoś tak za głośno i za chętnie, że od razu było czuć, że nerwowo i sztucznie, co zdradzało nieobytych ćwoków nienawykłych do obcowania z objawieniami.


Zielona dziewczyna odwróciła się do nas i jakoś przestało być śmiesznie i tylko się gapiliśmy.


- Wezmę trochę tego octu  - pokazała na butelkę wyborowej.

 

- Na wynos, czy na miejscu? – zapytał wieloryb.


- Na miejscu chyba…. – podpowiedział ktoś z nadzieją w głosie.


Zapłaciła bez słowa i ruszyła z flaszą do wyjścia.


- A niech nam pani chociaż powie, czemu pani taka nieśmiała od razu? – zdążył jeszcze kulturalnie zagaić jeden. Ale ona naciskała już klamkę.


- No, coś się chyba należy wyjaśnić, a nie tak, weszła i wyszła… niekulturalnie trochę, nie? – rzutem na taśmę przytomnie odwołał się do jej kultury jeden, w rozpaczliwej nadziei na początek dłuższej rozmowy, a widząc że ona przyhamowuje w progu, pogłębił miłym głosem: - No czemu pani jest taka zielona? Na przykład?…


- Smutno jest być kimkolwiek, a co dopiero nikim, nie wiedziałeś o tym? – powiedziała i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Ryk uruchamianego silnika, i tyleśmy ją widzieli.


- Ale nieśmiała była – odezwał się jeden.


- Jak dla mnie… to za nieśmiała – chętnie podjął drugi.


- Takiej nieśmiałej to ja bym ani do łóżka nie wpuścił – zwierzył się wieloryb i zatrząsł się od śmiechu, a z nim zatrzęsła się cała lada i zabrzęczało szkło. – Cha, cha, cha, bo po co? Kompletnie nie wyrobiona towarzysko, cha, cha…


- Wiecie co wam powiem – zaczął ten, co zawsze miał coś do powiedzenia. - Ja od razu wiedziałem, że to będzie nieśmiałe takie.


- Akurat wiedziałeś, wszystko zawsze najlepiej wiesz, kurde!... Lepiej byś postawił, kurde!


- A co, nie ma sprawy chłopaki…


Zapowiadał się łatwy, kawałek czasu; zaczynało być znów jak zawsze. Spojrzałem na ścianę za plecami, bo wydało mi się, że słyszę jakiś narastający za nią łoskot. Wyobraziłem sobie huk rozwalanego muru i kawał różowej blachy sunący wprost na nasz stolik. Ale nic takiego nie nastąpiło. Zielona dziewczyna była już daleko, dla niej nie mieliśmy już żadnego znaczenia. Ona dla nas zresztą też.

 

 

Rysunek: yEZIORO

 

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.