Czytelnia człowieka dla ludzi
Jerzy Pilch

Dziennik Jerzego Pilcha w tygodniku "Przekrój" - 08/2010
2 lutego
Wczorajszego wieczoru, z lekka tylko sobą gardząc, obejrzałem
w telewizji film o generale Jaruzelskim. Nic nowego, nic odkrywczego,
nic zaskakującego. Czerń przewidywalna i monotonna. Słońce wschodzi i zachodzi,
przemijają pokolenia, a jedyni sprawiedliwi nudni jak peerelowskie flaki
z olejem. Obejrzałem i zaznałem mulistości. Tak jak w większości
programów poświęconych historii najnowszej i tak jak w przypadku wszystkich
programów, artykułów książek czy wywiadów poświęconych Generałowi zaznałem nudy
mulistej (Ależ nudno, ależ śmiertelnie nudno! – wzdychał Janek Błoński
parę tygodni po wprowadzeniu stanu wojennego).
4 lutego
Bez względu na to, jakie zło i jakie dobro ma na koncie
Generał, w jego wydaniu wartości te grzeszą głównie formalną nudą. Nudny
był stan wojenny, nudna inwazja na Czechy, nudne prawie całe Wojsko
Polskie, na czele którego stał przez dziesięciolecia. Biuro polityczne
obradowało, za oknami zmieniały się pory roku, Generał za stołem
prezydialnym siedział nieruchomo jak skała – w niektórych
towarzyszach budziło to lęk, inni przepowiadali mu wielką przyszłość.
Jeśli praktycznie nieograniczona, w najczystszej postaci dyktatorska
władza, którą miał przez dekadę, była jego spełnioną wielką przyszłością
– to się zgadza. Jeśli słynna jego nieruchomość była figurą przyszłej
nieruchawości – to się zgadza tym bardziej. Pisał i pisze
w swej obronie książki, w których racje swe wykłada z morderczą
pedanterią – równie pedantyczne, jak nudne są to wywody. Zaraźliwie
na dodatek – moje argumenty też nienowe.
Jeśli tyran – to za mało samowolny, jeśli demokrata
– to za bardzo do muru przyparty. W obu wypadkach
– mało porywający.
Z dyktatorskiej władzy wielkiego użytku nie zrobił, gdy wybiła godzina, oddał
ją bez szemrania. Jedni za to do dziś go chwalą, drudzy
żadnej zasługi w oddawaniu władzy przez zapędzonego w kozi róg
komucha nie widzą.
– Gdyby nie on, Polska krwią by spłynęła – powiadają pierwsi.
– Krwi i tak było dosyć, a władzę, miast czekać, aż sam
ją odda, było mu zabrać od ręki – powiadają drudzy.
– Zabrać mu władzy nie szło, moskiewskie miał gwarancje, ruscy w jego
obronie by weszli! – Skąd! Ruscy by nie weszli! Co innego
mieli na głowie! Nie mieli zamiaru wchodzić! – A jakby weszli?
Z dokumentów wynika, że by weszli. – Weszliby, jakby ich
poprosił. – Widocznie nie prosił, bo nie weszli. – Jak nie
prosił, jak prosił? – Nie prosił, a jedynie rzekomym proszeniem
wejście im utrudniał, skalę odpowiedzialności uświadamiał, udawał,
że prosi, a w istocie nie prosił. – Ale był gotów
do proszenia. – Skąd to wiadomo? – Z dokumentów.
– Z innych stenogramów co innego wynika. Breżniew mówił: Nie
wajdiom. Ale zaraz dodawał: Nu jesli budiet usłożniatsia – wajdiom.
Wejdą nie wejdą, białe czy czarne, zdrajca czy bohater – trwa spór
wiekuisty. Tym wiekuistszy, że w Polsce każdy ma zdanie
w jednakim stopniu wyrobione, co nienaruszalne.
W tym sensie film o Generale jest dziełem nie tylko go nie
szkalującym, ale wręcz – niczym prawdziwe dzieło sztuki
– bezinteresownym – autorzy muszą wszakże zdawać sobie sprawę,
że zwolenników Generała film nie tylko nie przekona, ale ich poparcie dlań
wzmoże; jego przeciwnikom zaś żadnych nowych argumentów nie dostarczy.
U nas każdy wie swoje i swojej trzyma się wersji, nie przypominam
sobie żadnej debaty, w której ktoś by rzekł do swego adwersarza:
przekonały mnie pańskie argumenty. Jeśli pada: przy swoich odrębnych zdaniach
zostajemy – to i tak jest znakiem najwyższego z możliwych
poziomu sporu.
Ideologiczne zadowolenie wynikające ze sporządzenia czarnego wizerunku
było inspiracją autorów? – każdy ma takie inspiracje, na jakie
zasłużył. Miernoty, które wypłynęły na wierzch w stanie wojennym,
gloryfikowały Generała wedle identycznych metod co jego obecni pogromcy.
To samo to jest plemię. Z natury rzeczy Ci, co dziś
Jaruzela, opluwają – w stanie (jak mawiano w Krakowie:
„w stanuchu”) wojennym z analogiczną gorliwością staliby po jego
stronie – nie jest to żadne gdybanie, ale chłodna
i – szczerze mówiąc – banalna obserwacja skłonnej do łatwizny
kondycji ludzkiej. Dzisiejsza – jakże bezkompromisowo miażdżąca
– krytyka Generała jest równie łatwa i równie trywialna jak ówczesna
adoracja.
5 lutego
Niby nic nowego, niby nic zaskakującego, ale lawina – skądinąd jak
najsłuszniej – oburzonych głosów, jaka nazajutrz po wyświetleniu
filmu w telewizji ruszyła, zadziwia dziecinnością. Niby że obraz
tendencyjny, jednostronny, niesprawiedliwy. Niby że osądzający
w filmie Wojciecha Jaruzelskiego historycy i inni spece wedle
jednego, z definicji Generałowi wrogiego, klucza dobrani. Gra
do jednej bramki! Zestaw rytualnych kłamstw wiadomej instytucji! Pisowska
wersja historii! Złamanie elementarnych standardów! Bezkarne widzimisię! Nie
portret wielostronny, ale faul, pamflet, paszkwil, a nawet list gończy!
A czego się spodziewaliście, moi złoci? Wyważonych racji? Wolności
rozumianej jako dar niezależnego wyboru i niczym poza rozmiarem mózgu
nieograniczonego namysłu? W naszych stronach wolność nie sposobi
do myślenia – że o pojednaniu czy jakimś wybaczaniu
nieśmiało nie wspomnę. W naszych stronach wolność sposobi
do gromienia pokonanych, do polowań z nagonką
na do cna zaszczutą i ledwo dychającą zwierzynę. W ogóle
wszelkie prezentacje taniej odwagi i darmowego męstwa są popularne
i w wysokiej cenie. Dlaczego sprzedaje się raczej nic niż coś? Oto
fundamentalne pytanie naszych czasów.
Jednostronny wizerunek Towarzysza Generała? Zważywszy okoliczności
– niechże Jego zwolennicy radzi będą z parcianej powściągliwości
i leninowskiego braku polotu jego portrecistów.
W końcu w obrazie nie ma na przykład sugestii,
że Generał od maleńkości zapowiadał się na sadystycznego tyrana,
co się przejawiało obrywaniem przez paroletniego Wojtusia skrzydełek
muchom i motylom. Nikt w filmie nie daje do zrozumienia, iż
Jaruzelski – dla niepoznaki mając z nim dobre relacje – maczał
palce w zamachu na Papieża. Nie przemyka przez ekran cień insynuacji,
iż osobiście torturował pojmanych działaczy Solidarności, a zupełne wręcz
upodobanie miał w przyglądaniu się, jak Urban z Siwakiem nurzają
kolejnych patriotów w kadziach z kwasem żrącym.
6 lutego
Nie wystarczy na dzieło patrzeć wyłącznie pod kątem tego,
co w nim jest. Równie ważne, a nieraz ważniejsze, są rzeczy,
których tam nie ma; najbardziej zaś nęcące i przez to najważniejsze
są te, których nigdy ani tam nie miało być, ani nie było.
Fot. Hubert Sobalak
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.