19 marca 2024, wtorek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Ludwik Cichy

Niewidzialny






Największy prowokator przełomu wieków, legenda gitary i ostrego języka





Rosły tu wciąż najbardziej okazałe platany w mieście.  I chyba jedyne. Właśnie ich najeżone owoce zaczęły przypominać niedojrzałe kasztany, ale nie robiło to na nikim wraenia. Nie było tu już knajp, baru mlecznego, księgarni ani zieleniaków i bud piwnych. Wokół placu, na którym ćwiczyli kiedyś skejci, a po którego marmurowych płytach spacerowały dzisiaj już tylko znudzone niedobitki gołębi, rozłożyły się i mocno przysiadły fasady siedemnastu światowych banków, ścigając się w przepychu: szkło, nikiel, skóra, metaloplastyka. Było tu już naprawdę pięknie. Ulicą podjeżdżały markowe samochody, a tłum wchodził do banków i wychodził w wyłącznie ważnych sprawach. Policji nie było widać, taka była sprawna.

 

Przystanął przy jednej z nowych solidnych latarni ze spatynowanego mosiądzu. Oparł się o nią plecami i zgiętą w kolanie nogą zakończoną ciężkim buciorem. Wyjął z kieszeni gumę, rozgryzł ją i smakując, bez pośpiechu, zaczął ją ugniatać zębami. Najpierw siekaczami, potem trzonowymi. Po chwili zapalił, i stał żując i paląc na przemian. Wyglądał inaczej niż wszyscy tutaj, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Po prostu stał sobie oparty o wypasioną latarnię żując i paląc na zmianę. 15 lat temu nie do pomyślenia było, żeby tak sobie tutaj bezkarnie mógł stanąć. Nawet w ciemnych okularach, których już od dawna nie nosił. Zaraz by się zaczęła żebranina o autografy, zjechałaby telewizja, radio, gazety; godziny zajęłoby odkorkowanie sparaliżowanego centrum miasta. Największy prowokator przełomu wieków, legenda gitary i ostrego języka - miliony płyt i miliardowe nakłady gazet w czternastu językach z jego wywiadami - stał teraz sobie zupełnie niewidzialny.

 

Prawie, bo podeszła policja metr osiemdziesiąt siedem i zagaiła:

- Pan tutaj tak ogląda właściwie coś, czy zasłabł po prostu może?

Uśmiechnął się, w intencji zaraźliwie.

- Coś pomóc? – padło pomocnicze pytanie, a on dalej tylko śmiał się, żeby tak powiedzieć – ustawicznie, ale bez powodzenia.

- Więc? – policja zadała trzecie pytanie tytułem ostrzeżenia, przed podjęciem radykalniejszych środków.

Schował papierosa pod język i bez słowa ruszył do pierwszej nie-bankowej bramy. W jej cieniu wypluł gumę i niedopałek, a potem wrócił na plac, wszedł do banku z czerwonym logiem i kazał sobie wypłacić dwa miliony, dla polepszenia samopoczucia. Ale wciąż czuł się tak samo.

 

 

Rysunek: Anka Cięciel

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.