O katastrofie

Brak jakichkolwiek śladów zamachu nie dowodzi braku zamachu, dowodzi perfekcyjności zamachu. Z takim podejściem nie wygrasz nigdy.
Nie ma co ukrywać, że - jakkolwiek to brzmi - jestem
szczęściarzem, bo nie tylko pochodzę z miasta
w którym urodził się Adam Małysz, ale mam kuzyna
Adama Pilcha, który zginął w katastrofie smoleńskiej.
Bo z tego, co widzę, wielu kolegów literatów, mniejsza
o nazwiska, dałoby niejedno, żeby w tej katastrofie zginął
im a to szwagier, a to żona, jakiś sąsiad przynajmniej.
Stąd kult katastrofy, bicie (bardzo pogańskie, choć
niby katolicy to czynią) pokłonów katastrofie, dawanie
jej nominacji na przeżycie pokoleniowe, na początek
jak nie nowej ery, to nowej historii Polski.
Głosi pan profetycznie, że to się nigdy nie skończy.
Z każdym rokiem rzecz będzie gęstnieć mitycznie i nabierając
zupełnie obłąkańczych mocy. Znaczne obszary genetycznej
polskiej antyrosyjskości będą na niej
wzrastać, owocować i czerpać życiodajne soki. I bez
względu na to, co powiedzą spece od katastrof, pozostanie
ona katastrofą tajemniczą, dziwną i straszną.
Głód apokalipsy mało kiedy maleje. I nie ma ludzkiej
siły, żeby to naprostować. Szkoda wdawać się
w polemiki. Brak jakichkolwiek śladów zamachu nie
dowodzi braku zamachu, dowodzi perfekcyjności
zamachu. Z takim podejściem nie wygrasz nigdy.
(...)
Fragment myśli Jerzego Pilcha, zapisanych przez Dorotę Wodecką w Magazynie KSIĄŻKI nr 2/5
Ilustracja: Mezzapelle Deriu, Klick!!!
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.