25 kwietnia 2024, czwartek

Łaskotacz

Łaskotacz

Pilch, policjant i ja



Był piątek, więc podobnie, jak większość ludzi czytających, kupiłem „Dziennik”, podobnie jak większość czytających, wyłącznie z powodu Pilcha, który w piątki ma tam felieton.




Ruszyłem spacerowym krokiem z otwartą gazetą, wczytując się w tekst o kryzysie (a właściwie o jego braku) na ulicy Hożej w Warszawie , przy której Jerzy Pilch zamieszkuje.

„Kloszardzi – tak jest – ewidentnie podnieśli stawki, ale czy jest to skok spowodowany światowym kryzysem, pewności nie ma. Od lat tu koczujący kloszard o imieniu Stasiu dawniej kwotę wysokości dwu złotych przyjmował nie tylko bez szemrania, ale i z wdzięcznością. Teraz marudzi. Wyciąga łapę po staremu, ale nawet po przyjęciu datku niespieszno mu z jej chowaniem. Gapi się na leżącą na jego umiarkowanie spracowanej dłoni monetę, jakby niedowidział, gapi się z tak żarłocznym zdumieniem, jakby faktycznie pieniądz z sekundy na sekundę topniał, jakby jego wartość widzialnie spadała; następnie podnosi głowę i dając mową ciała do zrozumienia, że nie lubi być traktowany niepoważnie, cedzi chłodno: – Za dwa złote piwa nie kupię…” – przebiegałem wzrokiem czarne linijki z fajnymi zdaniami, gdy nagle prawie wpadłem na człowieka w policyjnym uniformie.

- No tak… - tylko dwa wyrazy, ale wystarczyły bym poczuł się winny grzechów moich własnych oraz cudzych, wszystko jedno czy popełnionych, czy dopiero oczekujących na popełnienie. Patrzyła na mnie twarz człowieka pewnego swych policyjnych racji, gotowa z wyżyn policyjnego autorytetu obnażyć mizerię i śmieszność każdego wytłumaczenia. Zostałem przyłapany, ewidentnie i na gorącym uczynku. Nie było sensu kręcić, tylko przyznać się od razu.

- Pilcha czytam – wyznałem, trochę może głupkowato, ale szczerze, i oczekiwałem najgorszego.

- O czym dzisiaj pisze? – usłyszałem tak proste i przecież naturalne pytanie, że zbaraniałem.

- O tych… no… o kloszardach kryzysowych. Przeczytać kawałek?

- Uhm.

Zacząłem od początku. Gdzieś tak pod koniec pierwszej szpalty, policjant stanął obok, trochę za, prawie oparł się o mnie i śledził linijki które dekodowałem na głos.

- Pilch, to jest, kurde, jednak Pilch – powiedział, gdy skończyłem.

- A pan dawno w policji?

- 17 lat.

- To zna pan ten dowcip, dlaczego policjanci chodzą parami? Bo jeden umie czytać, a drugi umie pisać?

- He, he… - zarechotał, po ludzku, zaraźliwie, aż miło było się zaśmiać razem z nim.

- Swoją drogą – znienacka zaczął refleksyjnie - zacofana ta Warszawa, wczoraj dwóch żebraków pobiło się u nas o 50 groszy przy Kauflandzie, w sumie 27 szwów im musieli założyć. Nasi już są daleko w kryzysie, a ci w Warszawie?... Szkoda gadać. No, daj no kolego jeszcze dowodzik, bo przecież służbowo tu rozmawiamy, to tylko spiszę co trzeba i za minutkę będzie pan mógł dalej spacerować.

Fot. Hubert Sobalak

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.