Czytelnia człowieka dla ludzi
Polecamy

Dorocie Masłowskiej znowu się dobrze napisało, bo pewnie inaczej jeszcze nie umie, na szczęście. „Między nami dobrze jest” to może i nie jest najlepsza Masłowska, ale jednak Masłowska. Oceńcie sami, oto kawałek sceny drugiej aktu drugiego – bo to sztuka teatralna jest.
SCENA 2
Do
mieszkania bez pukania z plikiem fruwających kartek wchodzi prezenterka,
upychając po rękawach dyndające z ubrań metki i niespecjalnie przyglądając się
interlokutorowi, siada na fotelu zaplatając nogi we wdzięczny warkocz. Zaczyna
czytać z kartki, jakby jednocześnie myśląc na inne, ważniejsze tematy. Aktor
może mówić od siebie, ale może też posiłkować się jakimś magazynem, albo czytać
nieudolnie z podsuniętej kartki, albo puścić kasetę z magnetofonu i udawać, że
to mówi.
PREZENTERKA:
W głośnym i dyskutowanym filmie Koń który jeździł konno wcielił się pan
w rolę Jaśka. Niech pan lepiej zdradzi, co pan robi, że pan tak świetnie
wygląda?
AKTOR:
Codziennie wypijam litr prawdziwej regularnej wody płynnej, jem też owoce i
warzywa z naturalnych owoców i warzyw. Staram się nie jeść słodyczy, fast
foodów i papierosów, bo mają 1100 kalorii. Regularnie uprawiam sport. Wyrywam włosy z nosa i
uszu. Moja żona się nawet ze mnie śmieje i mówi, że jestem pedałek. Oczywiście
nie ma nic do gejów, a jedynie podśmiwa się z ich pewnej sympatycznej
przekomicznej niesmacznej zniewieściałości.
PREZENTERKA:
Aha. (Porządkuje swoje notatki, coś wykreśla, czemuś się przygląda. Czyta z
nich z niejakim trudem i w pośpiechu.) Pana bohater przechodzi też
przemianę wewnętrzną. W tle Polska F czasu przemian i buszujący kapitalizm,
nasze małe „tu i teraz”, nasze małe „tam i na pewno nie wcześniej niż w
AKTOR: Mam
samochód jeden zwykły do jeżdżenia samochodem i jeden terenowy do jeżdżenia po
terenie, i mam mieszkanie i żonę, z którą połączyła nas oboje wielka miłość do
mnie, mam córeczkę i chcę spędzać z nią jak najwięcej czasu, ale niestety
trochę piję, a wtedy wciągam koks, a wtedy robię się senny i rozdrażniony, aż
muszę wciągać coraz więcej i więcej, aż wreszcie kompletnie nie da się ze mną
dogadać i bez koksu ani rusz, więc wciągam przed graniem, po graniu, przed
próbą, spektaklem, po spektaklu, nawet tu na wywiad musiałem usypać sobie ściechę jak stąd
dotamtąd, żeby pojawiło się we mnie to zbawiennie poczucie bycia przeze mnie
mną i dziania się przez rzeczy, które się dzieją; nic nie czuję, nie sypiam ze
swoją żoną i w dupie mam córeczkę, sprzedałem już oba samochody i mieszkanie,
ale wyszedłem z tego bagna i teraz chleję wódę, żeby trochę się uspokoić, a
wieczorem hops do mojej pościółki w prosiaczki i chra-pśś, chra-pśśś. Ogromny
ze mnie śpioch.
PREZENTERKA:
Jako dziecko podobno był pan niewielkiego wzrostu i to się z wiekiem zmieniało,
im bardziej był pan starszy. I na koniec ostatnie pytanie. Jak wygląda pana
zwyczajny zwykły dzień?
AKTOR: To
była bardzo ciężka rola, bardzo wiele ujęć kręciliśmy w samej Polsce,
sypialiśmy w tamtej szych hotelach, nieraz nawet bez szamponiku, mydełka i
osobnego ręcznika do nóg, dlatego teraz potrzebuję spokojnej głuchej ciszy,
odpoczynku, medytacji, nowego samochodu terenowego, zamierzam też pojechać do
Peru pojeździć na quadzie po kolebce naszej cywilazacji, potem jeszcze tydzień
na wódce, tydzień na koksie, parę dni na detoksie, psychoterapia, trzy dni u
Hellingera jako podpaska, zamierzam też wreszcie przeczytać wszystkie tytuły i
nazwisko autora książek tego słynnego Hokelbeta, a potem to już hops do mojej
pościółki w prosiaczki i chra – wiadomo co. Ogromny ze mnie śpioch. Lubię też dobre wino, lubię je
pić, lubię nim sikać, wieczorkiem usiąść przy składance smoothjazzowej dołączanej
ostatnio do rosołu Knorr... (to mówiąc, Aktor otwiera jakąś szafkę w
meblościance, gdzie pysznią się butelki wina i zaczyna je wyjmować i stawiać na
stole).
PREZENTERKA:
Nie kojarzę...
AKTOR: To
taki bardzo znany rosół. Wino, wino, wino to modlitwa, nie wyobraża sobie nawet
pani, jak żmudnym, skomplikowanym, misternym, mantrycznym niemalże procesem
jest jego przygotowanie. Każda taka jedna butelka w mojej piwniczce to cała
malownicza historia i synfonia złożonych procesów, procedur, receptur,
ludzkiej wytężonej pracy, cierpliwości, znajomości prawideł i czasu, czasu,
czasu, niechże to pani sobie wyobrazi, jeśli ma pani na to dość wyobraźni.
Oboje
porzucają swoje fotele i przyjmuj ą pozycje tradycyjnie przyjmowane przez
osoby prezentujące mapę pogody.
AKTOR:
Chiny. Mały Feng-Shui pracuje przy taśmie, przy produkcji winogron, jego numer
pracowniczy w wielkiej fabryce owoców europejskich to milion siedemset
sześćdziesiąt tysięcy sto osiemdziesiąt dwa, co daje numerologiczną szóstkę i
oznacza...
Do miąższu
wtyka pestki i obleka go skórką trzydzieści dwie godziny na dobę z narażeniem życia, na które
i tak nie ma przerwy ani nawet szansy. Nie bumeluje - na jego miejsce czeka 15
milionów innych, identycznych jak on czterolatków. Spieszy się i daje z siebie
wszystko- nie chce by brygadzista dostrzegł jego znużenie, w takim wypadku
może przenieść go do mniej inspirującej pracy przy kulaniu kuleczek na jeżyny
lub przytwierdzaniu czubków do jagód. Wieczorem wraca do swojej chałupki z
patyczków, je zupkę chińską o smaku koreańskim i hops do swojej kupy
przecenionych chińskich staników i gaci, chra-pśś, chra-pśś.
PREZENTERKA:
W tym samym czasie stara Hinduska imieniem Delhi miota się w tych śmierdzących
kadzidełkiem szmatach w ma-ziaje, których nakupiła sobie za bezcen w
India-shopie. Na śniadanie zje dziś tylko trochę curry w proszku. Pospiesznie
zamyka na gałąź swoją lepiankę z opon samochodowych, spieszy się przebierać
ziarnka piasku, tylko te najbardziej okrągłe i symetryczne nadadzą się na szkło
na butelki.
AKTOR: Dalej
przychodzi kolej na polskich emigrantów zarobkowych. Jan z Tłuszcza, doktor
nauk społecznych, lepi i maluje na czarno grudki ziemi, już w Polsce był z
niego majsterklepka. Maria, zredukowana tkaczka z Łodzi, dzielnie mu w tym
pomaga, wplatając pomiędzy nie imitacje dżdżownic, sztuczne larwy chrząszczy i misternie uplecione na
bazie prawdziwych korzonków korzonki. Zaraz spieszy się do swojej drugiej pracy
- po godzinach pracuje przy wycinaniu ząbków i malowaniu maleńkich żyłek na
liściach, nic dziwnego, zawsze miała zdolności artystyczne, ukończyła grafikę
na ASP. Pilnie składa cent do centa, ciężko zarobione pieniądze umożliwią jej
kupno biletu powrotnego do Polski plus opłaty lotniskowe.
Tymczasem
więźniowie polityczni z Rosji przecierają już powietrze ze spalin, dzieci w
Uzbekistanie wybierają najpiękniejsze promienie słoneczne...
PREZENTERKA:
A potem rachu-ciachu, czary-mary winko na leżaki, w kartony, w skrzynki, w
tiry, po drodze jeszcze kilka nieszczególnie urodziwych kobiet z Bułgarii
złapie przy trasie do swoich słoiczków trochę zagranicznych kondonów albo wręcz
i nie, jeszcze kasjerka z Tesco, która stłucze jedną z butelek, żeby ją spłacić
weźmie kredyt bez poręczeń, żyrantów i zgody współmałżonka, a nie mogąc go
spłacić, powiesi się na pasku od torebki, fotoreportaż z popełniania przez nią
desperackiego czynu zamieści „Super-express”; jak udało się zwinnym fotografom
uchwycić sam moment samobójstwa, to już na zawsze pozostanie poza sferą
zainteresowań zbulwersowanych tragedią czytelników, a jednak utwierdzi ich w
niewychodzeniu z domu po 16 30.
Ni
stąd, ni zowąd, wracając ni to z piwnicy, ni to z toalety, pojawiają się Halina
i Bożena i szybko zajmują swoje poprzednie miejsca: Bożena na fotelu z dlońmi
założonymi na brzuchu, Halina z płachtą „Superexpressu”przy kuchence.
HALINA (czytając
„Superexpress”). Powiesiła się na pasku od torebki! A wcześniej jeszcze ją
zabili, zgwałcili, zawinęli w dywan i pletli warkoczyki z jego frędzli, litości
nie mieli żadnej!
BOŻENA: Co
ty mówisz??
HALINA: Są
zdjęcia! Głowę jej odcięli i grali nią w piłkę jej nogami! Ja to już nie
wychodzę po 16 30, bo to niebezpiecznie, zresztą i tak z pracy wychodzę dopiero
po 23.
BOŻENA: Ja
też nie wychodzę po 16 30 ani o żadnej godzinie, bo jestem gruba jak świnia i
nie będę się innym szwędać po ich polu widzenia, to ich pole widzenia i mają
pełne prawo porzygać się z lepszych powodów.
Halina
i Bożena pośpiesznie wychodzą albo znikają ze sceny na mniej oczywiste sposoby.
Fotele znowu zajmują Aktor i Prezenterka. Zamiana jest bardzo krótka. Aktor
dosiada się do stolika. Z niekłamaną przyjemnością masuje butelki, pieści etykietki.
Przeciera kieliszki, ogląda je pod światło, nalewa wino.
(...)
Sztuka "Między nami dobrze jest" powstała na zamówienie TR Warszawa oraz Schaubuhne Lehniner Platz, Berlin
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.