Łaskotacz
Przerwany życiorys

No i stało się, nie upilnowałem.
Odkryłem to zaniedbanie dopiero w pociągu człapiącym do
Poznania. Czytałem sobie Imieniny
Salomona Rity Tornborg, skutecznie neutralizujące opóźnienie, naprzeciwko
kobieta spędzająca życie jako zakonnica, skupiona na gotowości do dystansowania
się do wszelkich przejawów życia wychodzących poza 10 przykazań, a po sąsiedzku
dziewczyna w skórze, o twarzy podobnej do wielu twarzy, słuchająca
empe-czwórki. Ze strzępów hałasu tłumionego przez słuchawki i włosy,
wydobywających się jedynie chyba przez jej nos, albo z wibracjami całego ciała,
nie można było wnioskować czy to z całą pewnością AC/DC, czy Rage Against the Machine. Ale grzało od
niej ostro.
Pociąg zatrzymał się nieoczekiwanie na jakichś przedmieściach, za oknem padał puszysty śnieg, aż miło, i można się było rozmarzyć. Na twarzy zakonnicy zamiast błogości wciąż gościła krańcowa czujność wobec rzeczy, o których wiedzy rzetelnej, czy pojęcia choćby, mieć raczej nie mogła, a dziewczyna – szkoda gadać; wątpliwe czy w ogóle jakiś śnieg zauważyła, o mnie czy zakonnicy nie wspominając. I nagle rozlega się melodio-dzwonek komórki. Błyskawicznie, wszyscy, bez wyjątku – świadomie, czy machinalnie – wykonujemy sprawdzający ruch ręką, a zaraz, gdy tylko impuls z mózgu – pod tytułem: to nie twoja komóra! – dociera do ręki, cofamy ją i powracamy do normalnego życia, czyli oczekiwania na telefon do nas, zabijając czas oczekiwania różnymi czynnościami, pozornymi na dobrą sprawę. Powracamy, ale niestety beze mnie! Sięgając do kieszeni odkryłem ze zgrozą, że nie odkrywam w niej - jak spodziewałem się odkryć – mojej komórki (?!!!), którą w pośpiechu zapomniałem zabrać z domu. W sekundzie pojąłem rozmiar dramatu - zasilałem populację ludzi wykluczonych z prawie dwumiliardowej populacji skomórowanych! Nie mówię, że oczekiwałem na jakiś przełomowy telefon, choć przecież nie sposób wykluczyć, że ktoś z tych dwóch miliardów będzie miał akurat nie cierpiącą sprawę do mnie, a ja, przez swoją głupotę przegapię życiową szansę. Tak samo jak nie mogłem wykluczyć, że mi nagle przyjdzie do głowy pomysł wart dla kogoś fortunę, i co wtedy? Wiadomo w jakim tempie pędzi dziś świat; coś co w tej sekundzie jest pomysłem wartym miliony, jutro staje się już tylko karykaturą tego pomysłu. Czułem jak tracę pewność siebie. Na dodatek zakonnica zaczęła się we mnie wpatrywać, bardzo przenikliwym wzrokiem. A ja akurat w takim momencie – bez komórki! Nagle zauważyłem, że dziewczyna w skórze zdejmuje z głowy słuchawki, czyżby były w zmowie? Mógłbym teraz jednym teatralnym ruchem wyszarpnąć z kieszeni komórkę i prewencyjnie zamarkować telefon do kogoś bardzo ważnego. Tylko nie wpadać w panikę! - postanawiam i udaję maksymalne skupienie na książce, chowając się w niej cały.
- Coś się stało… - słyszę głos, który musi należeć do zakonnicy. Udaję, że nie słyszę.
- Co panu jest? – ona dotyka mojej ręki!
- Ja…, ja…, ja już tu zaraz wysiadam – bełkocę i udając normalne, powolne ruchy zaspanego podróżnego, w pośpiechu zbieram manatki.
Chowam się w przedsionku wagonu, w kącie.
- Żeby tylko nie było jakiejś katastrofy, żeby nic, bo co ja zrobię bez komórki, żeby tylko… - z zaklinania przyszłości wyrywa mnie dźwięk mojego telefonu, cichy, wytłumiony, ale rozpoznałbym go bezbłędnie nawet wśród forte orkiestry Amadeus. Dochodzi z głębin mojej torby. Wyrywam go stamtąd i jest! Mam ochotę go pocałować.
- Halo… - mówię do kawałka plastiku pewnym siebie, zjednującym
zaufanie, pańskim głosem. Ktoś mówi coś do mnie, ja odpowiadam. Znów wszystko
jest jak powinno.
Łaskotacz
Jako ilustrację tekstu wykorzystano obraz Barbary Hubert "Szukam telefonu"
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.