Trochę Gombrowicza
Trochę Gombrowicza 9

Witold Gombrowicz, DZIENNIK 1957-1961, fragment 9
1959
XIII
Czwartek
Jadłem śniadanie w porcie. Nastąpiło spiętrzenie scen,
wyrażających jedną i tę samą idę. Przy sąsiednim stoliku
dyskutowali robotnicy o polityce, jeden się mądrzył, gadał,
rajcował, inni też się mądrzyli rajcowato — a jednocześnie w głę-
bi, za kontuarem, zrezygnowany właściciel usiłował wyperswadować
coś kelnerowi, który, starszy już człowiek a chytrus,
a bęcwał, a gębacz, ciskał się na niego podniecając się i upijając
własnymi bzdurami, ogłuszając siebie samego bełkotem —
a dalej tragarze dowcipkowali rechocząc na temat pewnej
części ciała... Jakąż idę to wyrażało? Okropną! Jedną chyba
z najbardziej odbierających nadzieję...
Nam, inteligencji, przyświeca myśl zbawcza, ze dół nie jest
szalony... My, tak, my skazani jesteśmy na wszystkie choroby,
manie, szały, ale w dole jest jednak zdrowie... i podstawa na
której wspiera się ludzkość jest jednak w porządku... A tymczasem?
Lud jest bardziej chory, bardziej szalony niż my!
Chłopi są szaleńcami. Robotnicy to patologia! Słyszycie, co
mówią — to są dialogi ciemne i maniackie, tępe nie zdrową
tępotą analfabety, ale bełkotem wariata, wołające o szpital,
o lekarza... Czy mogą być zdrowe te nie kończące się nigdy
przekleństwa i sprośności — i nic poza tym — ta pijacka,
obłędna, mechanika ich współżycia? Szekspir miał rację przedstawiając
ludzi prostych jako ludzi ,,egzotycznych" tj. właściwie
niepodobnych do człowieka.
Fragment pochodzi z:
Witold Gombrowicz, DZIENNIK 1957-1961, Wydawnictwo Literackie
Ilustracja: Andrzej Bobrowski
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.