19 kwietnia 2024, piątek

Dorota Masłowska

W podróży, przystanek Święto Niepodległości (fragment)

Do Warszawy wracam późno, ulice wciąż nabuzowane są niedawną celebracją niepodległości; na dworzec przyjeżdża po mnie mój chłopak, by pomóc mi uniknąć niepotrzebnych znajomości. Potencjał tych ostatnich jest duży: w okolicach Centralnego trwa swoisty karnawał, hordy już bardzo nacelebrowanych, ale ciągle niesytych młodych mężczyzn aktywnie szukają tam okazji do dalszej celebracji. Tak właśnie stojąc na przystanku, stajemy się świadkami spektakularnej bójki dwóch nawalonych typów z gościnnym udziałem równie nawalonej kobiety, która z kaskaderską brawurą z rozbiegu rzuca się to na swojego partnera (Kurwa, Dominik!), zwanego dalej roboczo Dominikiem, to na jego adwersarza (Odpierdol się od niego, chuju!), zwanego dalej Chujem. Alkohol drażni ego, podsyca wyobraźnię, obniża zwrotność i celność. Figury walki stają więc się coraz bardziej fantastyczne, inspirowane jakimiś widzianymi dawno albo wcale filmami kung-fu; kopy chybione, ale pełne zawijasów, bluzgi tak zawiłe, że nieartykułowalne grzęzną w rozbitych ustach. I w pewnym momencie, gdy żylasty Dominik drobi kogucimi kroczkami w kierunku Chuja, skupiony lub usiłujący się skupić, z pięściami gotowymi do powąchania, z głową jaszczurczo zwieszoną i wysuniętą, widzę, po prostu widzę, to znaczy wiem, że nie widzę – ale NIEMALŻE widzę REPTYLIAŃSKI GRZEBIEŃ na jego karku, przysięgam. (Ciekawa też jest postawa nas, zwykłych ludzi stojących na przystanku, którzy obserwujemy to wszystko znużeni, spoglądając na telefony, wymieniając zmęczone spojrzenia, w jakiejś beznadziei czy może właśnie nadziei, że zaraz wybuchną z głośnym bum! wśród swądu siarki, zostawiając tylko nadpalone wylinki). (Wreszcie koniec; jeszcze kilka kontrolnych bluzg i szamotanin, i dziewczynie udaje się wepchnąć Repto-Dominika do przejścia podziemnego. Chuj za to wraca, jakby niepewien wyniku, licząc na opinie, recenzje, gratulacje, uwagi techniczne, wyrazy solidarności. Nie doczekawszy się ich, zaczyna aktywnie szukać rozmówcy, powiernika, u którego mógłby zdeponować swoją narrację o tym, co się stało, intuicyjnie opowieścią próbując kontynuować to, czego nie mogły skończyć zmylone etanolem pięści. I oczywiście kogo wybiera, nie muszę mówić („ale wykurwiłem mu mordo, aż mnie ręka jeszcze boli, całą pięść mam zdartą, takiego dzwona dostał, mordo")).


Całość Klick!!!


   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.