19 marca 2024, wtorek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Redakcja

Bezpowrotnie utracona leworęczność Jerzego Pilcha

 

 

 

 

 

 

Jerzy Pilch
Bezpowrotnie utracona leworęczność
Wydawnictwo Literackie 1998

 

 

Rozdział pierwszy
o uleganiu narkotycznemu urokowi średeniego personelu medycznego.


Rękopis znaleziony na korytarzu szpitalnym


…w szpitalnej piżamie, w szpitalnym szlafroku

wędruję przez szpitalny korytarz.

 

Czarniawy kanalarz wyjątkowo nikczemnego

wzrostu śpi kamiennym snem na stojącym pod dyżurką

łóżku, lucyferycznie smolisty zarost, monarchicznie

zmierzwiona czupryna i imperialne zaniedbanie

cielesne pozwalają na domysł, iż być może

nie jest to zwykły szeregowy kanalarz, może to jest

ktoś znaczny, ktoś wysoko w kanalarskiej hierarchii

stojący, może nawet jest to — kto wie — sam

król kanalarzy. Dyszy ciężko, rzęzi w delirycznym

śnie niczym zarzynany bawół i akurat w chwili, gdy

mijam królewskie łoże, nad którym lśni neonowy

baldachim z krwawym napisem: ,,Punkt pielęgniarski",

akurat w chwili, gdy staję na palcach, gdy

stawiam jak najlżejsze kroki, by nie zakłócić pełnego

niepojętej grozy snu, on budzi się raptownie,

siada na łóżku i krzyczy boleśnie:

— Gdzie jest moja odzież? Gdzie jest moja odzież?

Ciąg dalszy Klick!!!


 

 

 

— A skądże do k... nędzy ja mam wiedzieć,

gdzie jest twoja odzież — odpowiada mu zaspanym

głosem Jędruś o nieposłusznych rękach.

Jędruś imał się wszystkich zawodów ludzkości,

był gastarbeiterem we wszystkich krajach świata,

wszystko potrafi zrobić, wszystko zreperuje, wszystko

skonstruuje, posłuży się z wprawą każdym narzędziem,

posłuszny jest mu zarówno najdelikatniejszy

śrubokręcik, jak i najcięższy topór, i teraz

zresztą także nie sposób nie pomyśleć, iż Jędruś

dalej dzierży w swych masywnych łapach jakiś niewidzialny

młot pneumatyczny albo fantom innego,

działającego w oparciu o zasady nieobliczalnych

kinetyk, urządzenia. Wszędobylskie ręce Jędrusia

poruszają się nieustannie, uruchamiają niedostrzegalne

dla zwykłych śmiertelników mechanizmy,

przesuwają powietrzne dźwignie, daremnie próbu-

ją udowodnić tezę nie do udowodnienia, iż świat

jest stabilny. Mijam Jędrusia o nieposłusznych rękach

i zaglądam do sal, w których inni męczennicy

strachu i rozpaczy posnęli wreszcie w jakiej takiej

uldze, idę dalej, idę w kierunku znajdującej się na

końcu korytarza Sali Intensywnego Nadzoru Medycznego,

z której dochodzi przedśmiertny skowyt

kogoś, kto może jeszcze żyje, idę szpitalnym korytarzem

i czynię to co i wy, moi bracia straceńcy,

czynilibyście na moim miejscu. Idę i ulegam narkotycznemu

urokowi średniego personelu medycznego.

Uśmiecham się głupkowato i gapię bezwstydnie

na siostrę Reginę, na siostrę Anitę, na siostrę Kasię,

na siostrę Mariolę i na siostrę Violę zwłaszcza.

 

Jestem w środku mitu, jestem w samym sednie

archetypicznej emocji, od wieków wszakże wiadomo,

iż średni personel medyczny bywa źródłem

nie lada doznań. Mityczne sanitariuszki, siostry

miłosierdzia, pielęgniarki, felczerki wszystkich

epok, ileż poruszających serce legend i pieśni

o nich ułożono.

Ponieważ mam sporo czasu (na wędrówkach po

szpitalnym korytarzu całe dnie mi przechodzą),

spróbuję to zjawisko (zjawisko specjalnego czaru,

jakim promieniuje średni personel medyczny) ująć

od strony teoretycznej. Otóż moim zdaniem niesły-

chane emocje, jakie budzą w mężczyznach, czy jak

kto woli pacjentach, siostry pielęgniarki, nie biorą

się ani z ich czułości, ani z opiekuńczości, ani z ich

sterylnej czystości, ani z innych cech anielskich. To

znaczy, wszystkie wymienione atrybuty są obecne,

mają znaczenie i działają silnie, ale nie są one wy-

łącznie przywilejem średniego personelu medycznego.

Czuła, opiekuńcza i sterylnie czysta może

być wszakże zarówno doktor praw, jak i konduktorka

pociągu dalekobieżnego, maklerka giełdowa

i redaktorka ,,Tygodnika Powszechnego", wyczynowa

sportsmenka i ekspedientka sklepu nocnego.

Czułe, opiekuńcze i sterylnie czyste mogą być,

prawdę rzekłszy, przedstawicielki wszelakich profesji.

Natomiast kobiety z księżycowego świata

medycyny, siostry pielęgniarki, sanitariuszki, lekarki,

praktykantki, są także w niepokojący sposób

oswojone z ludzką cielesnością, z fizjologią, z najciemniejszą

stroną tej fizjologii.

 

Kiedy dochodzę do progu Sali Intensywnego

Nadzoru Medycznego i kiedy patrzę, z jaką swobodą
uwijają się one wokół leżących tam półzwłok

nieprzytomnego narkomana, kiedy widzę, jak

wprawnie smarują jego ropiejące odleżyny, uruchamiają

aparaturę pozwalającą mu oddychać, oprzyrządowują

to roślinne ciało przewodami uruchamiającymi

najwstydliwsze funkcje fizjologiczne,

kiedy widzę, w jak naturalny sposób oswojone są

z najkłopotliwszymi reakcjami, zakamarkami i substancjami

ludzkiego jestestwa — pojmuję, iż to co

jest w tym zawodzie i w tym powołaniu najbardziej

czarującego, to proste przyzwolenie na bliskość

cudzej fizjologii. One są opiekuńcze, czułe i sterylnie

czyste, ale jest też w nich niesłychana swoboda

dotyku. One bez oporów dotkną, przewrócą z boku

na bok i obmyją czyjeś upodlone, składające się

wyłącznie z kruszejących kości i parszywiejącej

skóry ciało. Żywe szkielety, w których na przykład

najtęższą częścią nogi była rzepka kolanowa, widywałem

dotąd na filmach dokumentalnych. Ten, co

leży na Sali Intensywnego Nadzoru Medycznego,

wygląda tak samo. Siostry pielęgniarki ratują, czynią

co mogą, z całych sił trzymają go po stronie

życia, on wszakże na razie nie wie, że one go

dotykają. On w ogóle nie wie, że są przy nim Anita,

Viola i Mariola, istoty nie z tej ziemi. Ale reszta, co

jest przytomna, wie. My wszyscy, cośmy ledwo,

ledwo z powrotem na własnych łapach zaczęli łazić,

dobrze wiemy, że w każdej chwili możemy

doznać łaski dotyku, łaski zmierzenia ciśnienia, łaski

zastrzyku albo nawet laski pobrania krwi. Toteż

wciągają się opuchnięte brzuchy, prężą cherlawe

piersi, kunsztownie drapują szaty szpitalne. Ach,

my dobrze wiemy, że nie jesteśmy dla nich mężczyznami

z krwi i kości, ale rodzajem przykrej substancji,

uciążliwym obiektem pracy. Ale przecież ci,

co właśnie kroczą w kosztownych kapeluszach ulicą

Floriańską, też przeważnie bywają ruchomą materią,

na którą w dodatku żadna pielęgniarka nie

spojrzy. A poza tym bez przesady z tą męską skrom-

nością. Powiem brutalnie: kto umie grać w piłkę,

ten strzela gola i w szpitalnej piżamie.

 

Król kanalarzy ocknął się na dobre i na rachitycznych,

niepewnych, niemowlęcych nóżkach

krąży po oddziale w poszukiwaniu lustra wiszącego

na odpowiedniej niskości. Król kanalarzy pragnie

bowiem rozjaśnić swe mroczne oblicze, czyli

— mówiąc po ludzku — pragnie się ogolić. Najstraszliwsze

i na szczęście w połowie tylko czytelne

przekleństwa sypią się z jego wciąż jeszcze na

wpół zesztywniałych ust — wszystkie zwierciadła

są na wysokościach dlań niedostępnych. Toteż

w końcu wznosi chybotliwą piramidę ze szpitalnych

stołków i taboretów i wspina się, i staje na

szczycie, i namydla twarz. Tylko ludzie prawdziwie

upadli, tylko ci, co zaznali najgłębszej rozpaczy,

potrafią tak zapamiętale dążyć do poprawy

i doskonałości. Wszakże w każdej chwili ten władca

kloszardów może runąć i roztrzaskać sobie czaszkę

o beton, desperacko jednak pragnie w razie

czego polec jako człowiek ogolony. Z duszą na

ramieniu asekuruję to nadmierne w swej karkołomności

higieniczne przedsięwzięcie, on patrzy

na mnie uważnie, widzę w lustrze odbicie jego

półzwierzęcych rysów, niechybnie lada chwila

runie kolejna sekwencja nieczytelnych przekleństw.

I istotnie, król kanalarzy na moment unosi berło

pędzla i mówi:
— Czytał pan może Tortilla Flat Steinbecka?

Czytał pan? Otóż moim zdaniem Steinbeck znał

problem alkoholizmu z autopsji. Tak sądzę, choć

trudno mi definitywnie wyrokować.

 

Tam i z powrotem wędruję szpitalnym korytarzem,

krążę pomiędzy Salą Intensywnego Nadzoru

Medycznego, w której ważący piętnaście kilo dwudziestolatek

to traci, to odzyskuje przytomność,

a kompleksem sanitarnym, w którym wolno palić.

W kompleksie sanitarnym kłębi się tłumek roztrzęsionych

alkoholików, palą desperacko papierosa

za papierosem, przysięgają jeden przed drugim i na

wszystkie świętości, iż już nigdy, przenigdy nie

wezmą do ust kropli wódki i z wstydliwą nostalgią

spozierają przez okno, za którym dobrze widać

niedalekie sklepy, budkę z piwem i kolegów radośnie

buszujących na wolności.

 

Idą tu jedno za drugim przygodowe opowiadania,

zapierające dech historie o nocnych koszmarach,

o straszliwych głodach nie do zaspokojenia,

wesołe przypowieści o przeróżnych sposobach ukrywania

flaszek przed udręczonymi żonami, o stratach

i zgubach nie do odzyskania. Rozpacze, płacze,

śmiechy i wiwaty. Młodziutkie ćpunki śpiewają

pod prysznicem straceńcze piosenki, dreszcze

człowieka przechodzą, jest pięknie, ale znikąd

ocalenia.

 

Wędruję szpitalnym korytarzem, ulegam magicznemu

urokowi średniego personelu medycznego

i po pewnym czasie, zorientowawszy się w tym

i owym, liczyć zaczynam na pomoc psychologa.

Rozmowa z psychologiem — myślę — powinna mi

pomóc, po rozmowie z psychologiem, kto wie, może

nawet dyrektora wydawnictwa Znak uda mi się

opisać. Tak, niewątpliwie, psycholog, człowiek

wykształcony (zielone oczy, warkocz do pasa, rocznik

na oko sądząc sześćdziesiąty ósmy) ukoi moją

skołataną duszę, powie, co robić i od czego zacząć.

I zaraz po śniadaniu ustawiam się w kolejce do

psychologa z warkoczem. Ustawiam się w kolejce,

już jestem pod drzwiami gabinetu i, jak zwykle,

ponoszę klęskę. Przede mną był tu, niestety, Jędruś

Parkieciarz i odbył z psychologiem z warkoczem

rozmowę wprawdzie krótką, ale na tyle doniosłą, iż

w jej wyniku psycholog z warkoczem przerwała

pracę, kto wie na jak długo. Jędruś mianowicie

odpowiedział psycholog z warkoczem pytaniem na

pytanie. — Dlaczego pan pije? — zapytała ona. —

A dlaczego pani nie pije? — odparł on, i tak to się

skończyło.

 

Koniec pierwszego rozdziału.

Jerzy Pilch
Bezpowrotnie utracona leworęczność
Wydawnictwo Literackie 1998

Ilustracja Klick!!!

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.