19 marca 2024, wtorek

Malarze

Łukasz Stern

Paul Tokarsky

Piotr Parda, polski artysta mieszkający w Bostonie, zafascynowany malarstwem Paula Tokarsky’ego, odsłania woal tajemnicy spowijający postać jednego z najbardziej oryginalnych malarzy XX wieku


Łukasz Stern: – Jaki wpływ miał na Pana Paul Tokarsky; czy jest tak, że artysta Piotr Parda dzieli swoje życie na to, co było przed spotkaniem z twórczością Tokarsky'ego i na to, co robi teraz?

Piotr Parda: – Raczej nie dzielę mojego życia na „przed” i „po”, jednak z twórczością Tokarsky’ego bardzo mocno się utożsamiam. Jego nowatorskie podejście do malarstwa i do sztuki jest dla mnie bardzo odświeżające. Do pewnego stopnia mój podziw dla jego procesu twórczego wzbudza we mnie uczucie graniczące niemal z zawiścią. Bardzo chciałbym
zapożyczyć jego technikę malarską, chociaż wiem, że byłoby to nie w porządku. Poza tym tego typu eksperymenty z materią malarską były w latach 60. ekscytującym odkryciem. Malarstwo i postawa Tokarsky'ego jako artysty były znakomicie wpisane w tamte czasy. W roku 2007 artysta pokroju Tokarsky'ego zapewne wysunąłby zupełnie inne postulaty artystyczne.

Na przykład jakie?



– Trudno gdybać. Na pewno Tokarsky był dzieckiem swojej epoki. Miejsce i klimat czasu ma wielki wpływ na rozwój artysty. Całkiem możliwe, ze teraz Tokarsky byłby także malarzem. Możliwe też, że zainteresowałby się dyscyplinami, których sam był prekursorem, takimi jak sztuka happeningu i performance. Miałby jednak zapewne inne źródła inspiracji i inną potrzebę ekspresji. Koniec lat 60. był w pewnym sensie podobnym okresem do tego, w którym żyjemy dzisiaj, w sensie gwałtownych przemian i pewnego zagubienia w wielości alternatyw. Dzisiaj nie ma już jednak w sztuce aż tak wielkiego nacisku na tak zwane „pionierstwo”. Od czasu Tokarsky'ego wszystkie eksperymenty w sztuce zostały już przecież poczynione, a artysta musi się z tym pogodzić.

Paul Tokarsky i Andy Warhol przywędrowali do wyśnionej Ameryki mniej
więcej w podobny sposób, z tego samego miejsca na Ziemi i w tym samym czasie. O ile o Andym wiemy więcej, niż on sam o sobie wiedział, to o Paulu nasza wiedza jest ascetyczna, żeby nie powiedzieć postna. Pan jest największym znanym mi tropicielem śladów, jakie zostawił na Ziemi Paul Tokarsky. Mógłby Pan nam rozświetlić nieco mroki tajemnicy, w jakie spowita jest ta postać?



– Nie wiemy zbyt wiele o etnicznej przynależności Paula Tokarsky'ego. Został on porzucony na nowojorskim śmietnisku i gdyby nie grupka bezdomnych tam szperających, nie usłyszelibyśmy o Tokarskym nawet tego, co wiemy teraz. Mały Paul został zaadoptowany
przez rodzinę polskich emigrantów i wychowany w zamkniętej polskiej społeczności. Jego ojciec pracował jako kierowca ciężarówki czyszczącej ulice. Mogło to być inspiracją Paula. Obroty pędzla przymocowanego do wiertarki przypominają przecież obroty szczotki
zamocowanej u podwozia pojazdu, którym jeździł ojciec Paula. Tak. Są pewne podobieństwa pomiędzy Paulem i Andym. Obaj byli nowatorami w swojej dziedzinie i obaj
zginęli śmiercią tragiczną w bardzo dziwny sposób. Jeśli chodzi o różnice w nagłośnieniu działalności obu panów, Andy Warhol był człowiekiem towarzystwa. Esencją i inspiracją jego sztuki było samo nagłośnienie i popularność. Warhol był też twórcą i magnesem dla całej kultury alternatywnej lat 60. The Doors, The Velvet Underground, gwiazdy kina, żony prezydentów – wszyscy lgnęli do Warhola jak ćmy do światła. Trzeba jednak pamiętać, że mniej więcej, kiedy Warhol zaczynał tworzyć swoje filmy, Paul musiał uciekać do Kanady. W odróżnieniu od Tokarsky'ego Warhol nie był kontestatorem ówczesnej rzeczywistości w aż tak dużym stopniu. Szczyt swojej malarskiej kariery Paul spędził przecież na banicji. Tokarsky był człowiekiem niezbyt towarzyskim, co także zapewne wpłynęło na jego karierę.



Zatem: Andy był znany głównie z tego, że był znany, a Paul był znany głównie z tego, że nikt o nim nie wiedział. A co z kobietami Paula? Jego obrazy są tak kolorowe jak potrafią być marzenia dziewczyny, a z drugiej strony – są proste, logiczne, indywidualne, jak mózg starca, który wie już wszystko. Andy był maszynką realizującą pomysły zaszczepione przez swoją prostą matkę, Paul swojej nigdy nie poznał. Były w jego życiu jakieś ważne kobiety?

– Oj! Chyba powinniśmy obu artystom przyznać trochę więcej zasług!
Nie jestem pewien, jaka była relacja Paula z jego przybranymi rodzicami. Sam Tokarsky niechętnie o tym mówił. Pytając o kobiety, zahaczamy o następną ważną różnicę pomiędzy Warholem i Tokarskym – różnicę orientacji seksualnej oraz podejścia do życia intymnego. Podczas gdy Warhol, gustujący w mężczyznach, raczej nie pozostawał w stałym związku (poza długotrwałymi przyjaźniami z kobietami), relacja Tokarsky'ego z nowojorską poetką Holly Moon była bardzo trwała. Holly Moon wywarła na Tokarsky'ego wielki wpływ. Była
siłą inspirującą, ale sama także zdołała zachować własną karierę i znaleźć w malarstwie Tokarsky'ego inspiracje dla własnej sztuki. Nie była typem kobiety, która – tak jak żona Jacksona Pollocka – poświęciła własną karierę dla rozwoju kariery męża – „geniusza”. Holly i Paul byli gwiazdami świecącymi tak samo jasno – każda w swojej dziedzinie.

Zapewne doszukalibyśmy się jeszcze wielu różnic pomiędzy Andym i Paulem, chociażby stosunek do pieniędzy. Warhol powiedział, mianowicie,coś takiego:
„Robienie pieniędzy jest sztuką, praca jest sztuką, a dobry interes jest największą sztuką”, a w późniejszym wywiadzie określił to jeszcze dosadniej: „Największa sztuka, to robienie pieniędzy”. Domyślam się, że Paul Tokarsky nigdy by czegoś takiego nie powiedział. Ale porozmawiajmy o klimatach bliższych Paulowi – wymienił Pan Jacksona Pollocka. Mam wrażenie, graniczące z poczuciem pewności, że potrafiłbym doszukać się podobieństw w twórczości obu artystów, chociażby śmiałe, wyraziste barwy, własna niekonwencjonalna technika pracy czy niechęć do błysku fleszy. Czy się mylę? Czy Tokarsky i Pollock mogli się znać, albo chociaż spotkać?

– Niestety. Obaj artyści nigdy nie mieli okazji się spotkać. Pollock zginął śmiercią tragiczną w 1956 roku. gdy Tokarsky miał zaledwie 18 lat. Nie wiadomo, czy już wtedy młody Paul miał możliwość oglądania obrazów Pollocka, ale wiadomo że Pollock był wielką inspiracją Tokarskyego w latach 60. Zapytany kiedyś, dlaczego używa wiertarki, Tokarsky
odpowiedział: „Używając mocy wiertarki próbuję osiągnąć to, co Pollock osiągał, malując po pijanemu w środku nocy, używając tylko patyczka i puszki z farbą”.
Tokarsky był bardzo niezadowolony ze swoich dokonań. Cokolwiek namalował, prawie natychmiast niszczył w ataku furii. Z tysięcy obrazów, które namalował w Kanadzie, zachowało się tylko kilkanaście. Tutaj też zahaczamy o dobrodziejstwo rynku sztuki. Gdyby nikt nie kupił niektórych jego dzieł, dzisiaj nie byłoby obrazów Tokarsky'ego. Wolę nawet o tym nie myśleć. Może więc Warhol miał do pewnego stopnia rację, podkreślając nadrzędne znaczenie rynku sztuki?




Skoro już o rynku sztuki mowa, to warto w tym miejscu przytoczyć Wilhelma Sasnala, zapytanego o to, czym różni się polski rynek sztuki od europejskich czy amerykańskich: Nie wiem nawet, czy oprócz tego, że zajmują się sztuką, mają w ogóle coś wspólnego…”. Podobne zdanie prezentuje Anda Rottenberg: „(...) w Polsce nie istnieje rynek sztuki, a obrazów nie kupuje się nawet do dekoracji mieszkań...”. Jakie jest Pana zdanie w tej kwestii? Dobrze poznał Pan polskie realia, zanim wyjechał Pan przed paru laty do Bostonu, więc pewnie jest Pan dobrym adresatem tego pytania?

– Polska wciąż boryka się z zaspokojeniem najbardziej podstawowych potrzeb jej obywateli. Dopóki w Polsce emeryci głodują, pracownicy nie otrzymują należnego wynagrodzenia, a młodzież wyjeżdża w poszukiwaniu pracy, zainteresowanie sztuką będzie niskie. Przecież na Zachodzie dzieła sztuki kupują w dużym stopniu emeryci właśnie i ludzie w podeszłym wieku, którzy uwielbiają obcować ze sztuką. W Polsce emeryt ma kłopoty z zakupem żywności, więc czemu tu się dziwić? Jest to także pytanie o rolę sztuki i artysty w społeczeństwie. Zainteresowanie poczynaniami artystów jest bardzo niskie, a przecież cenę dzieł sztuki podnosi się poprzez najpierw – zainteresowanie nimi, a następnie – łańcuch sprzedaży i kupna. Tak działa rynek w ogóle, a rynek sztuki jest w tym sensie podobny. Najpierw więc musi być zainteresowanie, którego jak dotąd brakuje. Sama niechęć do artystów w Polsce spotęgowana jeszcze przez nadmuchiwanie różnego rodzaju „skandalikow” prowadzi do tego, że mamy obecnie grono artystów, takich jak na przykład Piotr Uklański czy Artur Żmijewski, którzy są rozchwytywani przez najważniejsze światowe muzea, a którzy w Polsce byliby zapewne obrzuceni pomidorami lub zwyczajnie ignorowani.
Czy powinniśmy osiągnąć taki stan rynku sztuki jak w Europie i USA? Trudno mi powiedzieć. Rynek sztuki w USA na przykład ma swoje dobre, ale i złe strony.

Pan jednak wybrał rynek amerykański, z wszystkimi jego – jak by to powiedziała Dorota Masłowska – plusami dodatnimi i plusami ujemnymi. Paul Tokarsky – odwrotnie, musiał chyba same plusy ujemne widzieć, skoro wyjechał z Ameryki, by odszukać się w Kanadzie. Przychodzą mi do głowy takie dwa powiedzenia: 1 – „wszędzie jest dobrze, gdzie nas nie ma”, 2 – „ To właśnie teraz są te dawne dobre czasy, do których będziemy tęsknić z łezką w oku za dziesięć lat”. Czy w te mądrości ludowe można jakoś wpisać Paula Tokarsky'ego? I czy warto go do takich ramek redukować?

– Nie jestem strategiem aż do tego stopnia. Przeważnie artyści osadzają się tam, gdzie się
edukowali. Znaczenie ośrodków edukacji, takich jak uniwersytety, jest niepodważalne w kreowaniu ognisk kulturalnych. Moja decyzja o pozostaniu w Bostonie była raczej zbiorem przedziwnych okoliczności i po części także podyktowana względami osobistymi.
Wyjazd Tokarsky'ego ze Stanów był natomiast spowodowany tym, że artysta zadarł z prawem, organizując szereg kontrowersyjnych akcji antyrządowych. W innych okolicznościach Tokarsky zapewne pozostałby w Nowym Jorku. „Dodatnie minusy” rynku sztuki w USA nie miały raczej nic wspólnego z jego wyjazdem. To właśnie amerykański kurator i kolekcjoner Alexander Schwartzberg zainteresował się sztuką Paula i zakupił wszystkie jego obrazy, które dziś możemy podziwiać.

Domyślam się, że obecny właściciel tego zbioru nie jest dla Pana osobą obcą, czy
zechciałby Pan wystąpić w roli ambasadora „Moreli i Grejpfrutów” i uzyskać
dla nas prawo do jednokrotnej publikacji obrazów Paula Tokarsky'ego?

– Z panem Schwartzbergiem współpracuję już od kilku lat. Ta współpraca polega głównie na próbie zgromadzenia możliwie największej ilości materiałów i dokumentacji dotyczących Tokarsky'ego oraz nagłośnieniu jego wciąż niezbyt szeroko znanej sztuki. Obrazy Tokarsky'ego, które wysyłam do publikacji, należą do kolekcji pana. Schwartzberga. To dzięki jego życzliwości mogą być one zaprezentowane czytelnikom „Moreli i Grejpfrutów”. Jest to naprawdę unikalna szansa.



Dziękuję i czekam na zapowiedzianą przesyłkę reprodukcji obrazów Paula Tokarsky’ego.



Z Piotrem Pardą rozmawiałem, korzystając z dobrodziejstw łączy internetowych. Zdjęcia obrazów Paula Tokarsky’ego nadeszły już następnego dnia. Można oglądać do woli. Zapraszam.

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.