Merynos
Merynos, cz. 30
Gruba, niepublikowana jeszcze książka dla nastolatek i ich rodziców - fragment trzydziesty
Klick!!!
Na zdjęciu - Merynos
Cz. 30
dzisiaj
Kończy się paliwo. Tankujemy na stacji przyklejonej do lasu oddzielonego płotem. Podchodzą dwa konie w kolorze myszy. Mają oszronione grzywy, a z pysków buchają im kłęby pary. Merynos wariuje ze szczęścia i chce się z nimi zaprzyjaźnić. Konie rzucają się do ucieczki. Merynos nie rozumie. Patrzy na mnie zdumiony, a potem na konie uciekające przez zaspy gdzie pieprz rośnie. Gdzie właściwie rośnie ten pieprz?
noc
Nocujemy w motelu „Dobra Kobieta Śpi". Nie ma tutaj żadnej dobrej kobiety. Tylko właściciel, który potrafi ugotować jajko, albo usmażyć jajko. Wybieramy gotowane. Jest jeszcze stary pies o imieniu Paszeko. Poza imieniem nie ma w nim nic pięknego. Nie pozwalam Merynosowi się z nim zaprzyjaźniać. Bo właściciel wygląda na bardzo przywiązanego do Paszeki i bym nie chciała żeby Paszeko gdzieś uciekł.
Rano zamawiamy jajko smażone. Dla odmiany.
- A co by pan miał dla nas na obiad? – pyta mama właściciela przy śniadaniu.
- O, to bym musiał pomyśleć – mówi zaskoczony właściciel.
- A co by to mogło być, konkretnie? – mama dopytuje tonem osoby oczekującej przysmaków.
- O, naprawdę bym musiał pomyśleć – właściciel wpada w popłoch. – Może... No, może jajeczniczka?
Mama piorunuje go wzrokiem.
- Ale na cebuli! – dorzuca szybko właściciel.
Mama wzdycha.
- No, bym musiał jeszcze pomyśleć – mówi stropiony właściciel.
- To niech pan już nie myśli. Jeszcze się pan rozchoruje – mówi mama. – Po śniadaniu wyjedziemy.
Po śniadaniu wyjeżdżamy. „Dobra Kobieta Śpi".
później
Jedziemy, zatrzymujemy się, zwiedzamy, znów jedziemy. Kupiłyśmy dwa przewodniki i szczegółową mapę parku narodowego na pojezierzu pilskim. Więc jeździmy i zatrzymujemy się tu i tam. Przeważnie wszystko jest nieczynne i zasypane śniegiem. Najciekawszym okazem, jaki udaje mi się zobaczyć w narodowym parku jest Merynos.
Na obiad są pieczone pstrągi. Z powodu braku hamburgerów decyduję się na pstrąga. Nawet niezły. Merynos zjada mięso. Podobno z dzika.
Po obiedzie zostajemy napadnięci przez psa. Jest wielkości dużej myszy, ale szczeka z zapałem. A nawet ujada zajadle. Bo jego mikroskopijna główka ma taki mały rozumek, że nie wie jaki jest mały; jemu się wydaje, że jest prawdziwym dużym wilkiem. Łapię Merynosa za futro i nie pozwalam mu się zaprzyjaźniać z napastnikiem. Sterroryzowani wsiadamy do samochodu, a najeżona mysz podnosi nogę i w geście zwycięstwa wypala żółtą plamę na śniegu pod drzewkiem. To jest drugi, po Merynosie, ciekawy okaz, jaki udaje mi się zobaczyć w tym narodowym parku.
niedziela
W sumie, fajnie było na tych wagarach z mamą. Ale jesteśmy już w domu. Idę ulicą. Bez Merynosa. Podchodzi do mnie taki jeden, co wygląda jak duża, męska odmiana Maślanki i się pyta:
- To twój starszy jeździ tym srebrnym volvo?
- Tak – odpowiadam.
- I mieszkacie w tej bajeranckiej chacie z tym lasem?
- Tak – odpowiadam, a jemu twarz łagodnieje. To znaczy staje się mniej straszna. Pewnie mu się wydaje, że jest sympatyczny teraz.
- To może ci postawię piwo?
- Nie.
- Czemu nie?!
- Bo nie.
W skrzynce nie ma listu od Patyczaka. Jutro znowu szkoła.
Cdn.
Poprzednie części: http://www.moreleigrejpfruty.com/Merynos,2055.html
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.