Pewnego dnia (opowiadanie) cz. 4

Czarny kot bawi się w słońcu ze swoim cieniem. Podbiega chłopczyk i naśladuje kota. Zwierzę czmycha w krzaki i zabiera ze sobą swój cień. Chłopiec staje i rozpłakuje się, bo jego cień nie chce się z nim bawić tylko stoi nieruchomo w miejscu razem z nim. Czy cień też płacze?
Ze sklepu wybiega mama chłopca, bierze go na ręce i patrzy na mnie podejrzliwie, złowrogo. Nawet nie próbuję tłumaczyć, co tu się wydarzyło.
Nie pada.
Nie pada na wierzących i na niewierzących równo, na niekochanych i na niekochających też, więc nie wzejdzie tęcza, i wiatr nie będzie musiał jej rozganiać, żeby nie kłuła w oczy.
Nie pada na grubych ani na chudych.
Żeby być grubym, to najpierw trzeba być chudym. Wiadomo, nie od razu Kraków zbudowano. Grubas nadchodzący z naprzeciwka nie zamierza ustąpić mi miejsca na chodniku, idzie jakbym był niewidzialny. Stuknęła mu już czterdziestka, a wciąż ma mięciutkie ciało przekarmionego jedynaka. Schodzę mu z drogi, a on przyjmuje to jako rzecz naturalną.
Nie pada, gdy potrąca mnie jakaś Patrycja z buzią o urodzie kasjerki z francuskiego supermarketu. Omija mnie nie jak osobę, ale tak, jak omija się przepełniony kosz na śmieci: pośpiesznie, w milczeniu, z obrzydzeniem.
To miasto nie będzie należało już do mnie. Gdyby płynęła przez nie rzeka, a po niej jacht pełen najczystszego towaru, to ja nie będę miał z tym nic wspólnego.
Skończył mi się popis.
Basia pojechała do Afryki z jednym panem, żeby trochę pojeździć na słoniu.
CDN
Ilustracja: Insan Manzaralari, Klick!!!
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.